Sobota, 09 listopada 2024
Imieniny: Genowefa, Teodor, Ursyn
mgła
4℃
A+
Tłumacz Google

„Wek za wek”, czyli o hordzie Czyngis Chana i słoikach

Nastał właśnie czas robienia słoików, czyli próby zamknięcia owoców i warzyw oraz przetworów w szklanych naczyniach. Niewiele osób pewnie zdaje sobie sprawę, że pasteryzowanie produktów spożywczych w szczelnie zamkniętych słoikach ma bardzo krótką tradycję, bowiem wynalazek chemika Rudolfa Rempela opatentowano dopiero w latach 90. XIX wieku.

Doktor Rempel w wolnym czasie eksperymentował, napełniał naczynia z laboratorium chemicznego owocami i warzywami z własnego ogródka, a potem metodą prób i błędów chciał przedłużyć ich przydatność do spożycia. Często odkryć dokonuje się przez przypadek – tak było i tym razem. Gdy zabrakło mleka do kawy dla gości, Rempel otworzył słój z mlekiem, który kilka miesięcy wcześniej zamknął i zagotował. Ku zaskoczeniu gości i samego gospodarza okazało się, że mleko w słoju nie skwaśniało, i można się było uraczyć popołudniową białą kawą.

Patent na słoiki z gumową uszczelką zamykane sprężynką odkupił Johann Weck. Wkrótce okazało się, że spółka J.Weck und Co.  (założona z Gregorem von Eyckiem) sprzedaje setki milionów słoików. Na specjalnych kursach w szkołach gotowania, w salkach parafialnych i szpitalach kobiety uczyły się wekowania, a z serii książek i czasopism poznawały nowe przepisy na konserwację żywności. Zachęta wyrażona w głównym haśle reklamowym firmy Weck „Koche auf Vorrauf” („Gotuj na zapas”) musiała bardzo dobrze trafiać do niemieckich gospodyń, skoro wekowanie żywności stało się w krótkim czasie niemal obowiązkiem każdej niemieckiej pani domu.

Słoiki Wecka szybko zyskały na popularności w okresie międzywojennym również wśród gospodyń w polskich miastach, jednak wynalazek często nie docierał na wieś i głęboką prowincję, gdzie wciąż najpopularniejsze było kiszenie produktów w beczkach lub glinianych naczyniach. Gdy więc przesiedleńcy ze Wschodu przybyli na tak zwane Ziemie Odzyskane, ze zdziwieniem, często pierwszy raz w życiu, oglądali słoikami z jedzeniem stojące na półkach w piwnicach i spiżarkach. Niektórzy wyrzucali je do śmieci, nie wiedząc, że dżemy, gołąbki czy mięso nadają się do spożycia. Inni z podejrzliwością patrzyli na apetycznie wyglądające przetwory z obawą, że są zatrute. W książce „Poniemieckie” Karolina Kuszyk, której rodzina pochodząca ze Starego Sambora zamieszkała w Sobótce i znalazła za piecem w dawnym domu Schulzów dżemy i kompoty, konfitury i syrop z buraków cukrowych w słoikach, tak opisuje pełną obaw degustację przetworów:

„Na pierwszy ogień szła babcia Marysia. To ona kosztowała, czy dobre, składając siebie w ofierze na ołtarzu rodzinnego dobrostanu. Babcia zatruć się nie bała, uznając prawdopodobnie, że skoro przeżyła wojnę z Niemcami, wojnę ze Związkiem Radzieckim, wojnę polsko-ukraińską, deportację męża do łagru i wysiedlenie, to w porównaniu do wszystkich tych bożych dopustów jakieś tam zatrucie jest doprawdy śmieszne i w ogóle nie wypada tak się ze sobą cackać”.

System zamykania słoików rozpowszechniony przez Johanna Wecka (z uszczelką z gumki, szklaną pokrywką i sprężynką) niezwykle popularny był u nas do końca lat 70. XX wieku. Pomału wypierały go twisty używane powszechnie dzisiaj, czyli słoiki z gwintem i blaszaną pokrywką. Co prawda rzadziej już robi się kompoty w słoikach, ale własnoręcznie zrobione konfitury, dżemy, przeciery i różne przetwory wciąż są obecne w naszych domach.

O tym, że pasteryzowane przetwory, popularnie nazywane tez wekami, są ciągle w modzie, świadczy choćby fakt, że słowo „słoik” zyskało w ostatnich latach nowe znaczenie. O słoikach, czyli ludziach urodzonych „na prowincji”, ale uczących się i pracujących w mieście, którzy na weekend wyjeżdżają do rodzinnych domów i stamtąd przywożą zapasy jedzenia zamknięte w słoikach, powstały żarty, memy i… piosenka. Zespół Big Cyc w swym utworze ironicznie i dowcipnie „słoikowców” porównuje do hordy Czyngis Chana, która na furmankach i w dobrych autach najeżdża miasto. Przybysze z prowincji:

„Zakręcone w szklanych słojach mają całe swoje życie:
Bigos, grzyby, kompot z jabłek –
I tak podbić chcą stolicę, stolicę, stolicę”.


Panie z Kół Gospodyń Wiejskich z terenu powiatu wrocławskiego bez problemu podbiłyby swoimi przetworami nie tylko Warszawę, ale stolice państw w całej Europie, bowiem prześcigają się w nowych przepisach na autorskie przetwory. Przykładem niech będzie KGW z Polakowic (gmina Żórawina), gdzie eksperymentuje się nadzwyczaj odważnie i smacznie. Kto nie chciałby spróbować konfitury z wiśni zrobionej z odparowanego soku z owoców z dodatkiem goździków, długiego pieprzu, alkoholu i cukru, podgardlanki z jabłkiem, wędzoną papryką, cebulą i kolendrą lub dżemu z winogron, których smak podkręcony jest pomarańczową skórką, tymiankiem, miętą i… bimbrem?

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM

 

Zdjęcia

  1. Polscy przesiedleńcy po przyjeździe na Ziemie Zachodnie po II wojnie światowej w piwnicach i spiżarniach znajdowali słoiki; często nie wiedzieli, do czego szklane naczynia niemieckim gospodarzom służyły
  2.  W książce „Poniemieckie” Karoliny Kuszyk rodzina Fabianów „znalazła za piecem Schulzów całą masę dżemów i kompotów. Były też konfitury, w których w lepkiej zawiesinie pływały całe truskawki…”. Bano się, czy przetwory nie są zatrute, dlatego „na pierwszy ogień szła babcia”
  3.  Johann Weck był zagorzałym abstynentem, dlatego zachwycony był wynalazkiem Rempela, dzięki któremu konserwacja żywności odbywała się bez użycia alkoholu
  4. Koło Gospodyń z Polakowic miało swoje stoisko na tegorocznym Festiwalu 4 Żywiołów w Kątach Wrocławskich; można tam było degustować (lub nabyć) niezwykłe przetwory zamknięte w słoikach
  5.  Kto nie chciałby spróbować tak przygotowanej podgardlanki…?
  6.  Albo konfitur?

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Kliknij aby zamknąć.Popup
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok