„Nieopodal Wrocławia, gdzie piękne okolice,
rozciągają się lasy i łąki wsi Nadolice.
Tam cudowny domek państwa Golinowskich stoi
i wiele niepowtarzalnych rzeźb go stroi.
A za domem skansen się rozciąga,
który licznych turystów i znawców historii przyciąga.
Są tam brony, narzędzia, siermięgi przez przodków zrobione,
które wysiłkiem i sercem państwa Golinowskich zostały zgromadzone.
Przepiękne eksponaty ręcznie dawniej wykonane
byłyby dziś zapewne zapomniane.
Lecz ocalały cudem od zapomnienia,
bo nie pozwolili na to Jan Golinowski i żona Gienia.
Gromadzili swe zbiory przez wiele lat,
by przypomnieć i przybliżyć ludziom odległy świat”.
Tak brzmi fragment jednego z wpisów widniejących w księdze pamiątkowej w Skansenie Rolnym w Nadolicach Wielkich. Dokładnie w tym roku mija czterdzieści lat od założenia skansenu i dwadzieścia lat od założenia pierwszej kroniki. Obecnie prowadzona jest już dwunasta księga – dzięki niej można prześledzić, kto i kiedy odwiedził skansen założony przez państwa Jana i Genowefę Golinowskich. Wpisy i kraje, skąd przyjechali zwiedzający robią wrażenie: Ameryka, Indie, Izrael, Korea, Węgry, Grecja, Kanada, Chiny, Brazylia, Białoruś, Niemcy, Ukraina, Rosja – można mieć wrażenie, że w Nadolicach Wielkich bywał cały świat.
A wszystko zaczęło się… od truskawek. Nadolice i okoliczne wsie, m.in. Jeszkowice i Czernica słynęły z ich uprawy. Większość mieszkańców przywoziła je w czerwcu wozami do skupu. Jeden z miejsc skupu znajdował się u państwa Licznerów, tuż obok domu państwa Golinowskich. Podczas zwożenia truskawek ludzie się gromadzili i rozmawiali, przynosili ciasta, wspólnie robili też wypieki z dodatkiem truskawek. Przy okazji tych „inspiracji truskawkowych” Jan Golinowski – społecznik i pasjonat historii lokalnej – zaczął wystawiać różne eksponaty związane z życiem dawnych mieszkańców. Spodobało się to ludziom i zaczęli przynosić Golinowskim rzeczy, które przywieźli do Nadolic z Kresów Wschodnich i Polski centralnej pierwsi powojenni mieszkańcy lub te, które pozostawili przedwojenni mieszkańcy Groß Nädlitz. Pierwszym podarowanym przez darczyńców eksponatem była kopaczka do ziemniaków.
Obecnie w przydomowym skansenie zgromadzono około sześciu tysięcy rzeczy: przedmiotów codziennego użytku, odzieży, zabawek, narzędzi lub przedmiotów kultu. Dla pani Gieni (Genowefy Golinowskiej) najważniejsze są pióro i długopis otrzymane od papieża Jana Pawła II. Dla syna Jana bardzo symboliczny jest krzyż i świeczniki z Libanu, które wykonane zostały przez jednego z wojskowych z przetopionych kul. Duża część eksponatów znajduje się w domu, pozostałe pogrupowane zostały tematycznie i znajdują się w kuźni, domu chlebowym i tak zwanym wagonie – czyli pomieszczeniu przypominającym wagon, którym przybyli do gminy pierwsi powojenni mieszkańcy. W skansenie można zobaczyć drewniane rzeźby, tak zwane świątki, które wykonali ojciec i syn, czyli dwóch Janów Golinowskich.
Przedwczesna śmierć założyciela skansenu Jana Golinowskiego w 2010 roku, skłoniła syna Jana do aktywniejszego włączenia się do życia społecznego. „Tato był typem społecznika. Organizował przeróżne akcje charytatywne, m.in. odwiedzał szpitale, w których grał na akordeonie i obdarowywał chore dzieci paczkami. Był bardzo lubiany. Pisał teksty i komponował do nich muzykę. Wchodziły one w skład przedstawień, które pokazywano nie tylko u nas w skansenie, ale i w okolicznych miejscowościach. Przed śmiercią tato przygotował spektakl pt. „Gdzie ten kornik, gdzie?”, do którego skomponował muzykę. Bez niego i bez akordeonu przedstawienie nie miałoby sensu. Miałem więc niecały miesiąc, aby nauczyć się grać na akordeonie i zastąpić zmarłego tatę. A ponieważ muzyka towarzyszyła mi od dziecka (grałem na gitarze i organach), udało się” – wspomina Jan Golinowski (junior).
Po pewnym czasie pojawił się pomysł na założenie zespołu ludowego, który nazwano na cześć pani Genowefy „Gieni Dudki”. Założycielem zespołu był Zygmunt Skrok: „Spotykaliśmy się u rodziny Golinowskich w Nadolicach Wielkich na różnych uroczystościach rodzinnych. Kiedy zmarł mąż Gieni, Janek, pojechaliśmy tam na święta. Wtedy okazało się, że syn Gieni i Janka, również Janek, gra na akordeonie. Ja miałem bęben i tak zaczęliśmy. Po miesiącu, może dwóch, zaczęliśmy się rozglądać, by zespół powiększyć” – wspomina w książce „Przenikanie” założyciel zespołu. „Dołączały do nas całe rodziny. Dzisiaj grają już kolejne pokolenia” – opowiada Jan Golinowski (junior). W zespole „Gieni Dudki” gra i śpiewa obecnie 27 osób. Zespół występuje w Polsce i za granicą: w lipcu członkowie zespołu jadą do Iłży, a w sierpniu na festiwal na Węgry.
Jan i Stanisław Golinowscy chcą kontynuować działalność taty i prowadzić warsztaty. Jeszcze do niedawna w Nadolicach Wielkich na terenie skansenu prowadzone były tematyczne zajęcia dla dzieci. Podczas warsztatów dzieci wychodziły na pole. Uczyły się uprawiać warzywa, siały zboże, sadziły cukinie, ziemniaki, dynie. W czerwcu zbierały truskawki, jesienią ziemniaki. Zbierały zioła i szyły na nie woreczki. Przy pomocy pani Gieni piekły podpłomyki, robiły ognisko. „Niestety ze względu na zmianę przepisów związanych z sanepidem, nie możemy już w tej formie kontynuować zajęć edukacyjnych. A szkoda, bo to były bardzo wartościowe warsztaty. Bardzo mi brakuje dzieci” – wzdycha pani Genowefa.
To, co marzy się Janowi Golinowskiemu (juniorowi), to remont stodoły. Chciałby, aby mogły tam się odbywać rodzinne warsztaty tematyczne, np. nauka robienia swojskiego makaronu, naprawienie mebli, wykonywanie „sianotworów”, czyli maskotek z siana. Być może uda się stworzyć miejsca noclegowe, tak, aby rodzina mogła tutaj spędzić cały weekend, korzystając z dróg rowerowych i licznych atrakcji okolicy.
Syn Stanisław zajmuje się pszczelarstwem. Ma około osiemdziesiąt uli i planuje w przyszłości założenie zagrody edukacyjnej. Na chwilę obecną można, odwiedzając skansen, zakupić miód z jego pasieki.
Trzeba trzymać kciuki, by udało się plany zrealizować. Póki co, warto zatrzymać się na chwilę w Nadolicach Wielkich i zwiedzić skansen. Wszystkiego można tutaj dotknąć i przede wszystkim porozmawiać z panią Gienią Golinowską, która zna historię każdego znajdującego się w skansenie przedmiotu. Gospodyni zaprasza wszystkich chętnych do odwiedzenia miejsca, które jak żadne inne pozwala przenieść się do czasów naszych przodków, i dziękuje darczyńcom za wszystkie przekazane do skansenu rzeczy.
Małgorzata Urlich-Kornacka, Stowarzyszenie TUiTAM