Ploteczki, urzędowe komunikaty, ogłoszenia sklepów i okolicznych rolników – wszystko to wypełniało szpalty „Kuriera Sobóckiego” sprzed ponad 100 lat. I pokazywało jakimi sprawami żyli dawni mieszkańcy powiatu.
„Ostrzeżenie. W Sobótce jest rozgłaszana perfidna plotka, jakobym miała przenieść mój sklep papierniczy na Reichenbacherstrasse. To nieprawda. Sklep pozostanie w budynku należącym do stelmacha Petzolda. Ostrzegam przed dalszym rozpowszechnianiem tej plotki, w przeciwnym razie wystąpię na drogę prawną. Frau Helene Fucke, Zobten am Berge.”
Takie ostrzeżenia nie były typowe dla codziennego życia w prowincjonalnym miasteczku, ale fakt, że powyższe zamieszczono w lokalnej gazecie świadczy, iż Frau Fucke wierzyła w moc sprawczą ówczesnej prasy. I nie tylko ona, bo reklam, ogłoszeń i komunikatów w „Kurierze Sobóckim” (Anzeiger für Zobten und Umgegend”) z 1909 roku było bardzo dużo. Także tych urzędowych, które zwykle nie zwiastowały niczego dobrego – chociaż, zależy dla kogo. Oto bowiem komornik sądowy Franke daje możliwość niedrogiego zakupu sprzętów domowych na przymusowej licytacji, którą wyznaczono na czwartek 12 stycznia o godz. 9 na rynku w Sobótce. Do nabycia: „1 szafa na ubrania, 1 komoda (z drewna czereśniowego), 3 obrusy i 1 damskie futro. Płatne gotówką podczas licytacji”.
Porządek musi być!
Dbałość o szczegóły i powszechny „ordnung” widać też w ogłoszeniu Naczelnej Dyrekcji Poczty Cesarskiej, która powołując się na paragrafy prawa telekomunikacyjnego z 1899 roku (Dziennik Ustaw str. 711), zapowiada podwyżkę abonamentu za rozmowy zamiejscowe do 100 marek rocznie. Bezpośrednio do słowa „porządek” podchodzi sobócka policja, ostrzegając, że: „Zbieranie gąsienic z drzew ma się nieodwołalnie zakończyć do 1 marca b.r.. Po tym czasie zostanie przeprowadzona kontrola sadów i alei owocowych. Niestosujący się do polecenia muszą się liczyć z postępowaniem policyjnym”. Chodziło zapewne o larwy ćmy gronostaja jabłoniowego, które w kokonie są w stanie przetrwać zimę, a wiosną wnikają do pąków drzew.
Rezultatem postępowania, tyle że sądowego, nie policyjnego, był komunikat, który znajdujemy w „Kurierze Sobóckim” pod nagłówkiem „Przeprosiny”. Czytamy w nim: „Ciężko obraziłem właściciela gospody Pana Juliusa Weizmanna z Klein-Silsterwitz (Sulistrowiczki), za co w ramach ugody sądowej przepraszam. Albert Kassera, Gross-Silsterwitz (Sulistrowice)”. Kończąc sprawy urzędowe, zwrócimy jeszcze uwagę na swoisty przejaw demokracji panującej w Cesarstwie Niemieckim. Urzędnicy Ratusza w Sobótce informują mieszkańców, że „Projekt budżetu miasta na rok obrachunkowy 1909 znajduje się do wglądu w dniach od 23 do 30 b.m. w biurze magistratu w godzinach urzędowania”. Ciekawe, czy wolno było na projekt tylko popatrzeć, czy także postulować w nim jakieś zmiany?
Proza życia i powiew luksusu
„Gęsie pierze! Niedarte, po 1,20 marki za funt odda August Herzig, producent wody sodowej, Zobten am Berge, Bahnhofstrasse 114”. „Gospodarstwo Onkerwitz koło Canth (Kąty Wr.) sprzeda byki ze stada śląskiego bydła rasy czerwonej”, „Odchowane prosięta sprzeda Schwarzer z Rogau-Rosenau (Rogów Sobócki)”, „Kozę sprzeda H. Gröhlich z Klein-Silsterwitz (Sulistrowiczki)” – o tym, że w Sobótce i okolicy toczy się wiejskie życie świadczą ogłoszenia tutejszych gospodarzy. Jednak w samej metropolii można już poczuć powiew luksusu. Otto Krause tak reklamuje swój sklep kolonialny: „Towary delikatesowe, cygara, wino, wyroby żelazne, emaliowane, szklane, porcelana, galanteria i wyroby z drewna. Wielki wybór wyselekcjonowanych artykułów. Specjalność: kompletne wyposażenie kuchni”. Tylko odrobinę mniej wytworne wyroby reklamuje jego konkurent, Reinhold Jaeckel, który ma sklep przy rynku pod numerem 15. Ale towar z górnej półki też można u niego znaleźć: „Świeża dostawa pikli i ogórków konserwowych, czereśni, borówek, marynowanych śledzi, rolmopsów, sardynek, rosyjskich anchovis, szwajcarskiego sera i suszonych warzyw”.
Z kolei kryjąca się pod inicjałami C.A. pani Langer reklamuje towar na specjalne okazje: „Na wyprawę dla panny młodej polecam wielki wybór bielizny pościelowej i osobistej, obrusów oraz tkanin kuchennych. Na życzenie wykonuję je osobiście z największą starannością, łącznie z wyszywaniem monogramów. Największy wybór materiałów na suknie z jedwabiu, półjedwabiu i wełny. Narzuty, obrusy, dywany, firany i zasłony zawsze w najmodniejszych wzorach”. To oferta dla panien szykujących się do zamążpójścia, natomiast do pań, które miodowy miesiąc mają już od jakiegoś czasu za sobą, ogłoszenie kieruje znany nam właściciel sklepu kolonialnego, który dobrze radzi: „Żadna pani domu nie może pominąć takiej okazji!”. Chodzi o przybyły do Sobótki „wagon wyrobów emaliowanych i ocynkowanych wiader”, których wyprzedaż podczas „10 tanich dni” pan Krause właśnie urządza, a na „i tak już niskie ceny udziela dodatkowo 15% rabatu”. Warto się skusić, zwłaszcza że w ogłoszeniu zaznaczono, że to towar najwyższej jakości.
Oryginalnie, czyli strzeż się podróbek!
Aż pół strony w „Kurierze Sobóckim” z 1909 roku zajmuje dość przewrotna reklama, która powtarza się w kilku wydaniach gazety, za każdym razem przyciągając uwagę inną historyjką. „Kto na stare lata – głosi wypisany tłustym drukiem nagłówek – skarży się na zdrowie, powinien się zastanowić, czy to nie wina jego stylu życia. Osoby, które muszą ciężko pracować i do tego żyją nieodpowiednio, nie powinny się dziwić, że cierpi na tym ich kondycja. Kawa zbożowa Kathreiners znakomicie smakuje, jest zdrowa i tania. Od lat regularnie piją ją miliony ludzi”. Trzeba jednak być czujnym, bo producent napomina: „Strzeż się podróbek! Tylko prawidłowo zamknięte opakowania z podobizną i nazwiskiem księdza Kneippa” gwarantują, że to oryginalny produkt.
A propos słowa „oryginalny” – za takie można uznać ogłoszenie Reinholda Nitschke, zamieszkałego w Sobótce przy Bergstrasse 113, na pierwszym piętrze. „Jako wsparcia dla mojej córki poszukuję kobiety, która przy skromnych wymaganiach obieca prowadzić spokojne, mieszczańskie życie w duchu ewangelickim”. Na nasze wyczucie pan Nitschke zamieścił tu ogłoszenie matrymonialne i tylko dla niepoznaki zasłonił się córką. Ale możemy nie mieć racji. Ogłoszeń o zatrudnieniu jest zresztą w „Kurierze” więcej. Ludwig Scholz z Rogowa Sobóckiego „poszukuje, za wysokim wynagrodzeniem, godnego zaufania woźnicy”, z kolei w gospodarstwie Queitsch zatrudnią pasterza – również godnego zaufania i również za wysokim wynagrodzeniem, dołączając deputat w naturze. We Floriansdorf (Tworzyjanów) natomiast poszukują, choć tylko na pół etatu, „ambitnego stelmacha-czeladnika”. Wszystkie te profesje odeszły do przeszłości, podobnie jak realia codziennego życia sprzed ponad stu lat. Na szczęście zachowane gazety pozwalają je sobie dzisiaj wyobrazić.
Tekst Roman Skąpski
Podpisy do zdjęć:
1. Na fotografii z lat 30. XX wieku na Rynku w Sobótce widać więcej sklepów niż przechodniów – pewnie robią zakupy w środku (zdjęcie z www.polska-org.pl)
2. Dzisiejsze życie handlowe pod Ślężą wydaje się równie bogate, a na pewno nie mniej kolorowe.
3. Eleganckie panie już skorzystały z bogatej oferty „sukien z jedwabiu, półjedwabiu i wełny”.
4. Dzisiaj w miejscu, gdzie działał sklep z damską odzieżą, przy rynku w Sobótce znajduje się księgarnia.
5. Sklep Bernharda Kettnera przy ulicy Świdnickiej w Sobótce oferował „szwarc, mydło i powidło” i nosił dumną nazwę domu towarowego (zdjęcie z www.polska-org.pl).
6. Przy ulicy Świdnickiej znajdowało się wiele sklepów i zakładów usługowych – można tu było np. kupić i naprawić rower, o czym informują szyldy widoczne na pierwszym planie (zdjęcie z www.polska-org.pl).
7. Również obecna ul. Mickiewicza była dawniej (i jest dzisiaj) handlową ulicą Sobótki.
8. „Cały wagon wyrobów emaliowanych i ocynkowanych wiader”. O tym nieprzebranym bogactwie informuje półstronicowe ogłoszenie w „Kurierze Sobóckim” z 1909 roku.
9. „Kto na stare lata skarży się na zdrowie…”, ten powinien pić kawę zbożową, bo „jest zdrowa i tania”. Proste? Proste.