Wtorek, 08 października 2024
Imieniny: Brygida, Pelagia, Marcin
słonecznie
15℃
A+
Tłumacz Google

Spotkajmy się pod pręgierzem? Oby nie!

Dzisiaj, na szczęście, można kogoś postawić tylko pod pręgierzem opinii publicznej, co i tak najczęściej do przyjemności nie należy. A kto i dlaczego stawał przy pręgierzu przed wiekami? Gdzie zobaczyć możemy oryginalne słupy hańby w najbliższych okolicach Wrocławia?

Na Dolnym Śląsku do dzisiaj zachowało się niewiele pręgierzy, w dodatku część z nich to repliki dawnych „słupów hańby”. Tymczasem na terenie powiatu wrocławskiego znajdują się aż trzy oryginalne narzędzia dawnego wymiaru sprawiedliwości, przy których wykonywano m.in. karę chłosty – po niej na ciele skazańca pozostawały krwawe ślady na ciele, czyli pręgi. Aby kara była bardziej dotkliwa, wymierzano ją zazwyczaj w obecności publiczności, na przykład w dni targowe, dlatego też pręgierze stawiano najczęściej na głównych placach miasteczek i wsi. Słupy z żelaznymi obręczami (kunami) znajdowały się na przykład na rynku w Sobótce i Kątach Wrocławskich (co widoczne jest na XVIII-wiecznych grafikach Wernera), na placu w Żórawinie i w Tyńcu nad Ślęzą, przy wiejskiej głównej drodze w Rogowie Sobóckim.

Skazańców, obnażonych do pasa, przywiązywano za ręce do kun i biczowano przy pomocy rózgi lub kija. Po wymierzeniu kary zostawiano ich na pośmiewisko zebranej gawiedzi. Chłosta bywała niejednokrotnie tylko dodatkową karą, bo złodziej mógł pod pręgierzem stracić ucho, krzywoprzysięzca palce prawej ręki, a za rozbój często po chłoście wyganiano skazanego ze wsi, bez możliwości powrotu.

Czasami kuny umieszczano przy wejściu do kościoła czy dworu lub przy bramie na przykościelny teren. Takie obręcze zachowały się chociażby w Żórawinie (przy południowym portalu, z którego korzystali wszyscy mieszkańcy wsi) i w Przecławicach (przy bramie w murze kościelnym). Obręcz zamykaną na kłódkę zakładano na szyję lub ręce winnego wykroczenia. Każdy, kto udawał się na mszę do świątyni, musiał przejść obok skazańca, a czasami oglądał go nawet przez cztery kolejne niedziele, jak stoi upokorzony zamknięty w kunie, dodatkowo dla pomnożenia cierpienia dźwigając zawieszoną na szyi ciężką siekierę.

Zachowane pręgierze mają różne formy. Najbardziej okazały jest ten, który znajduje się w środku Rogowa Sobóckiego. Pochodzi z 1555 roku, wykonany został z czerwonego piaskowca, ma około pięciu metrów wysokości i ozdobne zwieńczenie na szczycie. Słup stoi na ośmiokątnej podstawie. Dawniej był zdecydowanie bardziej widoczny, ponieważ umieszczono go na podwyższeniu mającym około metra wysokości (dziś podstawa ta częściowo zakopana jest w ziemi). Obok niego wtórnie postawiono jeden ze średniowiecznych kamiennych krzyży pojednania (inne zobaczyć można w kościelnym murze). Podobny słup, ale dużo niższy (ponad dwa metry wysokości), ufundowali w 1517 roku w swoim majątku w Żórawinie właściciele wsi, rodzina Prockendorffów. Stał prawdopodobnie początkowo na placu przy kościele, w pobliżu pańskiego dworu. W Tyńcu nad Ślęzą, wiosce, która do 1810 roku należała do joannitów, zakonnicy wystawili pręgierz zbudowany z cegły, ustawiono go oczywiście na głównym placu wioski.

Karę pręgierza przestano stosować na Dolnym Śląsku w XVIII wieku i zdarzało się, że słupy hańby zaczęły pełnić z czasem nowe funkcje. Pręgierz z Tyńca nas Ślęzą stał się w XX wieku słupem ogłoszeniowym, a kolumna z Żórawiny przeniesiona na plac przed kościół parafialny pw. św. Józefa Oblubieńca posłużyła współcześnie jako postument dla rzeźby Chrystusa. O jej dawnej funkcji przypominają dziś tylko wiszące bezużytecznie żelazne obręcze. Najbardziej zaskakującą rolę odgrywa najbardziej znany pręgierz na Dolnym Śląsku, czyli kamienny słup stojący na wrocławskim Rynku. Jest to replika zniszczonego podczas wojny średniowiecznego pręgierza, który z symbolu hańby stał się miejscem spotkań. Kto z wrocławian nie mówił lub nie słyszał słów: „Spotkajmy się pod pręgierzem”?

Jeszcze słowo o katach. O sobótczańskim słudze wymiaru sprawiedliwości wiemy, że mieszkał poza centrum miasta, przy dawnej Bramie Świdnickiej, i aby się utrzymać, musiał parać się dodatkowymi zajęciami, między innymi uprawiał kawałek ziemi, nazywany „polem katowskim”. Sobótka nie posiadała wyższych praw sądowniczych, więc kary śmierci wykonywane były w Świdnicy lub we Wrocławiu. Ostatni kat z podślężańskiego miasteczka otrzymał w 1776 roku honorowe obywatelstwo za zasługi w utrzymaniu ładu i porządku w mieście. Mniej chwalebną pamięć pozostawił po sobie kat z Kątów Wrocławskich, o którego naiwności i głupocie opowiadano przez wieki. Podobno wypuścił więźnia skazanego na karę śmierci, aby ten wrócił do miasta (kącka szubienica znajdowała się za murami miejskimi) i przyniósł sznur, na którym miał być powieszony. Stryczek z szubienicy został bowiem ukradziony. Jak się łatwo domyślić, złoczyńca nie był w ciemię bity i w drodze po sznur wybrał wolność.

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok