Wtorek, 08 października 2024
Imieniny: Brygida, Pelagia, Marcin
słonecznie
15℃
A+
Tłumacz Google

Sklep kolonialny, czyli zakupy w delikatesach świata

Nie tylko miasteczka Kąty Wrocławskie czy Sobótka były przed II wojną światową samowystarczalne. W dużych i średniej wielkości wioskach mieszkańcy mogli nabyć niemal wszystko, co było im do życia potrzebne.

W latach 30. XX wieku w podwrocławskich Ratowicach działały aż trzy piekarnie, dwóch rzeźników, dwa punkty ogrodnicze z sadzonkami i warzywami, które pracownik Luxa dowoził do domów, kilka sklepów ogólnospożywczych, w tym aż trzy kolonialne. Gospodynie robiące większe zakupy spożywcze na niedzielę miały więc w czym wybierać:

„Po świeże bułeczki na śniadanie trzeba się wybrać do Fechnera, jest trochę dalej od domu, ale w soboty sprzedają tam pachnące ciasto z kruszonką. Mięso na niedzielny obiad jak zwykle najlepiej kupić od pana Treske. Warzywa z własnego ogródka na zupę wystarczą, choć może dobrze byłoby zamówić pomidory z ogrodniczego sklepu Lux, bo jakaś zaraza zaatakowała te przy domu, zanim zdążyły dojrzeć. Czy nie zabraknie kawy na niedzielne śniadanie? Chyba trzeba będzie zajrzeć jeszcze do kolonialnego sklepu, trochę czasu zejdzie pewnie na ploteczkach z żoną właściciela, Marthą Garbotz, ale intensywny zapach imbiru, cynamonu, tytoniu i goździków w jednej chwili potrafi przenieść kupującego o tysiące kilometrów od Rattwitz, do zamorskich krajów, więc nie szkoda ani jednej chwili spędzonej w »Edece«. Przy okazji mała Gabi będzie szczęśliwa, bo w mieszkaniu Garbotzów nad sklepem pobawi się z ich córeczką Lothe miniaturowymi mebelkami naśladującymi te z »Edeki«”.

Aby można wyobrazić sobie, jak wyglądały „delikatesy świata”, czyli sklep z towarami kolonialnymi, „luksusowymi”, przywołam fragment wspomnień jednej z mieszkanek Rattwitz (od 1945 roku Ratowice), która opisała największy sklep kolonialny we wsi, czyli „Edekę” (pod tą nazwą działa w Niemczech od 1898 roku do dzisiaj cała sieć sklepów, z siedzibą firmy w Hamburgu). Właścicielem ratowickiej Edeki był Georg Garbotz. Ponieważ prowadzono tu również punkt pocztowy, Georgowi pomagała jego żona Martha oraz jej kuzynka. „Naprzeciwko wejścia mieściła się ogromna lada, a całe pomieszczenie wypełniały sięgające sufitu regały. Po prawej stronie umieszczono tzw. »chemię«, z lewej kryształy, naczynia stołowe, a w części środkowej żywność. Była to głównie kawa (mieliło się ją w młynku zawieszonym na ścianie), herbata, słodycze, sól i cukier. W dolnej części regałów znajdowały się szuflady, gdzie przechowywano migdały, rodzynki i przyprawy. Na ladzie stały drewniane skrzynki wypełnione marmoladą, wędzonymi i smażonymi rybami i oczywiście tradycyjna waga z odważnikami. Sprzedawano także śledzie z beczki przechowywanej w specjalnym pomieszczeniu na zapleczu”.* 

Sklepy kolonialne były obok sklepów ogólnospożywczych niezwykle popularne i działały również w całkiem małych wioskach, o czym przekonać się możemy, oglądając przedwojenne pocztówki. Czasami asortyment tych sklepów może być zaskakujący bo, na przykład, w niedużym Krzykowie właściciel Josef Anton handlował jednocześnie artykułami kolonialnymi i… węglem, a w Siechnicach, jak przeczytamy na karcie pocztowej, w sklepie Carla Witta można nabyć: „artykuły kolonialne, delikatesowe, wino, papierosy, tabakę, zboże, nasiona i pasze”.

Oczywiście nie samym chlebem żyje człowiek, dlatego w przedwojennych Ratowicach działał również sklep z dodatkami krawieckimi i wełną, dwa zakłady szewskie, gdzie można było naprawić, ale też zamówić i zakupić nowe buty, dwa sklepy z wyrobami z wikliny i sklep z rowerami. Co ciekawe, głównym środkiem komunikacyjnym do czasów II wojny światowej, czyli rowerami, handlowano w wielu miejscowościach na terenie dzisiejszego powiatu wrocławskiego, nie tylko w tych największych. Sklep rowerowy znajdował się w Sobótce, ale i w Domanicach, w których funkcjonowała również stacja benzynowa.

W miasteczkach Sobótka i Kąty Wrocławskie mieszkańcy mogli liczyć na jeszcze większe wygody zakupowe. Na kąckim Rynku znajdowało się kilka sklepów, w tym oferujący naczynia stołowe i porcelanę, księgarnia z artykułami papierniczymi i nieduży sklepik z pamiątkami oraz artykułami gospodarstwa domowego. Przy ulicy Okulickiego działał duży sklep Felixa Druhma z luksusowymi wyrobami skórzanymi. W Sobótce oprócz Rynku najbardziej „handlowa” była dzisiejsza ul. Świdnicka, gdzie po obu stronach znajdowały się liczne sklepy, w wielobranżowym sklepie Berharda Kattnera można było nabyć zarówno konewkę do ogrodu, jak i elegancki serwis obiadowy, Paul Krause oferował odzież męską, a u Maxa Eisera zamawiano siodła i uprząż.

Choć dzisiaj w Kątach Wrocławskich nie ma już luksusowego sklepu skórzanego, a  w Sobótce nie działa już Cigarren Haus, gdzie wielbiciele tytoniu mogliby zakupić tytoń do fajek, papierosy lub luksusowe cygara, to centrum miasteczek wciąż zachowało swój „handlowy” charakter. Inaczej jest w mniejszych miejscowościach, gdzie mieszkańcy muszą się zazwyczaj zadowolić zakupami w sklepie spożywczym.

*Na podstawie wspomnień Joanny Walczak opracowała Krystyna Skowera.

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok