Piątek, 13 czerwca 2025
Imieniny: Antoni, Lucjan, Gracja
słonecznie
15℃
A+
Tłumacz Google

Prawdziwa historia o Witku Obieżyświecie

Po czerwonej gitarze go poznacie. Wozi ją na pace swego starego żuka. Gitara w rozmiarze XXL na czas podróży staje się jego domem. Wcześniej przemierzał Polskę i Europę traktorem ursus, rocznik 1962. Zawsze oprócz poznawania świata i ludzi ma jeszcze jeden cel: zebrać pieniądze dla tych, którzy ich potrzebują. Po powrocie z podróży przekazuje często wcale niemałą kwotę na cele charytatywne.

W Polskę jedziemy! Na ursusie!

Witek Obieżyświat, a właściwie Witold Zygarlicki z Kobierzyc, ma 52 lata i, jak mówi, różne życiowe zdarzenia oraz samotna podróż do Afryki sprawiły, że uświadomił sobie jakże starą prawdę: „pieniądze szczęścia nie dają”. Przynajmniej nie są takie ważne dla kogoś, kto ma rodzinę, dom, odchował dzieci, jest zdrowy i w pełni sił. Postanowił zacząć żyć inaczej, posmakować świata, poznać ludzi. Przesiadł się z motocykla na traktor. Kupił za grosze starego ursusa, dwa lata go remontował (staruszek był starszy od swojego właściciela), pomalował na jaskrawoczerwony kolor i wybrał się na Rajd Koguta. Podczas rajdu pojechał z Oławy nad polskie morze, traktorem przemierzył wówczas 500 kilometrów, jadąc 21 km/h. Rozsmakował się wtedy w powolnym podróżowaniu. Wyruszył więc w Polskę. Przy takiej oszałamiającej prędkości „możesz liczyć dziury na drodze. Jesteś sam, więc możesz śpiewać na całe gardło, krzyczeć, płakać”, mówi. Jest też czas, aby zachwycić się mijanym krajobrazem. „Polska jest przepiękna. – Uśmiecha się. – I ludzie są przyjaźni, chcą pomagać”. Nie da się ukryć, że ciągnik ciągnący mały domek (Witek sam go zaprojektował i zbudował) przyciągał też uwagę. Ludzie robili zdjęcia, nieoczekiwanie na stacji benzynowej płacili za paliwo do ursusa, stawiali Witkowi kawę i hot doga, nierzadko zapraszali do siebie na nocleg, na kolację, na pogadanie.

Wychowałem się w kuźni

Poznawanie świata na ursusie i zbieranie pieniędzy na cele charytatywne trwało pięć lat. Ale jak mówi były już właściciel traktora, on sam szybko się nudzi i potrzebuje nowych wyzwań. A takie pojawiło się na jednym z podwrocławskich podwórek. Witek zobaczył tam starego żuka. Kupił go za dwa i pół tysiąca złotych. Samochód, model z 1959 roku, wymagał sporo pracy. Ale Witek ma przy domu spory warsztat! Jest z zawodu kowalem artystycznym, tak jak jego ojciec, który przyjechał do Kobierzyc pod koniec lat 70. ubiegłego wieku z Narola, małej miejscowości niedaleko Przemyśla. „Właściwie wychowałem się w kuźni –  wspomina Witek Obieżyświat – gdy przychodziłem przemoczony lub zmarznięty, ojciec sadzał mnie blisko ognia”. Dziś mówi, że chociaż od kowalstwa na jakiś czas uciekł, to po latach wrócił do czarnej roboty, bo ją zna i lubi. Kowalstwo mu po prostu pachnie i daje pieniądze na życie.

 

Gitarowy dom

Na pomysł zbudowania na pace żuka domu w kształcie gitary wpadł przypadkowo. Wcześniej na targu staroci kupił futerał do gitary i zachwycił się jego kształtem. Potem z blachy wykuł dużą gitarę, a wtedy już krok dzielił go od myśli, że w gitarze można mieszkać, i to wygodnie. Olbrzymia gitara, rozmiaru XXL, ma trzy metry długości i dwa metry szerokości. Bez problemu można w niej stanąć, wcale się nie pochylając. Jest w niej wszystko, co potrzebne w podróży: wygodne łóżko – wygięcie pudła gitary jest podgłówkiem (Witek twierdzi, że lepiej się tu śpi niż w domu), prąd, półeczki, nawet barek zrobiony ze wspomnianego starego futerału. Z takim domem-gitarą Witek objeździł w zeszłym roku całą Polskę, był na Mazurach i kolejny raz na gościnnym Podlasiu. Czasem o wizycie żuka, który wiezie na pace wielką gitarę, pisze lokalna prasa. Witek mówi, że to dobrze, bo im ktoś jest bardziej medialny, tym więcej pieniędzy może zebrać na szczytne cele.

Chłopak z gitarą

Żuk stoi już na zewnątrz przed domem, bo Witek szykuje się do kolejnego wyjazdu, a ma ambitne plany – jedyne, czego się boi, to że w życiu nie starczy mu czasu na realizację wszystkich pomysłów. Już za niecały tydzień, 1 maja, będzie uczestniczył w kolejnej próbie bicia Gitarowego Rekordu Świata we Wrocławiu. Jego olbrzymia gitara na pewno będzie widoczna, a on sam dołączy do tysięcy gitarzystów grających „Hey, Joe” Jimiego Hendriksa.

Tekst: Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Kliknij aby zamknąć.Popup
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok