Czwartek, 22 maja 2025
Imieniny: Julia, Wiesława, Helena
pochmurno
16℃
A+
Tłumacz Google

Po owocach je poznacie i… po kwiatach. Dlaczego warto przywrócić aleje drzew owocowych przy drogach

Sześć dni prac społecznych „z klocem do nogi przyprawionym, który za sobą włóczyć będzie” miał odbyć ten, kto niszczył przydrożne drzewa. Dziś pruskich metod nikt stosować nie zamierza, ale drzewa przy drogach sadzić należy. Także te owocowe.

Znikają z wiejskiego pejzażu, zostawiając po sobie pustkę. A przecież drzewa rosnące wzdłuż dróg od zawsze wzbogacały krajobraz i miały znaczenie praktyczne. Owszem, osób wędrujących pieszo gminnymi drogami jest dziś niewiele, ale rowerzyści z pewnością docenią cień, jaki dają rozłożyste korony. Drzewa na poboczach wskazują przebieg dróg, znaczą miedze, wyznaczają granice posesji. Organizują więc krajobraz i niosą przydatne informacje. Drzewa kształtują także estetykę pejzażu, przeciwdziałają monotonii, bywają znakiem rozpoznawczym miejsca czy regionu. Szczególną rolę, jeśli chodzi o urodę, mają typowe kiedyś dla krajobrazu wiejskiego na Dolnym Śląsku aleje drzew owocowych. Wielu mieszkańców Powiatu Wrocławskiego pamięta pewnie jabłonie czy drzewa czereśniowe kwitnące wzdłuż polnych i gminnych dróg, a może nawet smak owoców przywołujący wspomnienie lata, żniw czy zapachy jesieni. Sadzone jeszcze przed wojną aleje zaczęły znikać z naszego krajobrazu w latach 80. XX wieku, głównie dlatego, że drzewa się zestarzały, obumarły, że poszerzano i remontowano drogi, wreszcie dlatego, że niewielu ludziom na nich zależało, więc starych czereśni czy jabłoni nie zastępowano nowymi.   

Drzewo oznaką dobrobytu

Jak to „za Niemca” bywało, sadzenie owocowych drzew przy drogach miało głównie znaczenie praktyczne. W sprawozdaniu Śląskiego Towarzystwa Kultury Ojczystej za 1892 rok skrupulatnie wyliczono, ile na owocach udało się zarobić. W powiecie wrocławskim, który osiągnął najlepszy wynik spośród siedmiu dolnośląskich powiatów ujętych w zestawieniu, było to we wspomnianym roku 4300 marek za czereśnie i 7240 marek za „owoce twarde”. Drzewa należały do właściciela drogi – państwa lub gminy czy powiatu, które najczęściej wydzierżawiały je gospodarzom mającym obok swoje pola. Ci albo sami robili użytek z owoców, albo je sprzedawali. Jednak nawet pod koniec XIX wieku chodziło nie tylko o zysk: „Korzyść z sadzenia drzew owocowych polega nie tylko na wpływach pieniężnych, ale na upiększeniu okolicy, na przyzwyczajeniu ludności wiejskiej do dbałości o jej własne drzewa, wreszcie o dobroczynny wpływ owoców na ludzkie zdrowie”, napisano w sprawozdaniu Śląskiego Towarzystwa Kultury Ojczystej. Nie wszyscy chyba drzewa doceniali, bo wielką rolę przywiązywano do edukacji mieszkańców w tym zakresie, postulowano zakładanie stowarzyszeń promujących sadzenie drzew owocowych przy drogach, czy wyznaczenie w każdym powiecie co najmniej jednego urzędnika, który organizowałby szkolenia, uczył sadzenia i odpowiedniego przycinania drzew.

Taka praca u podstaw bynajmniej nie była tylko niemieckim wynalazkiem. „Drzewa przy drogach to wielka ozdoba kraju, oznaczająca dobrobyt mieszkańców danej okolicy”, pisał w 1901 roku Wacław Olędzki w „Ogrodniku Polskim”. Pismo ukazujące się pod zaborem rosyjskim na przełomie XIX i XX w., przewidywało nawet organizowanie specjalnych uroczystości sadzenia drzew przez najmłodszych, bo „Tu dopiero dziecko, sadząc będzie miało prawdziwe zadowolenie […]. Nadzieja zbierania owocu zachęcać będzie dzieci więcej do opiekowania się posadzonemi przez nie drzewkami, niż wszelkie inne pobudki”. Dalej autor artykułu w „Ogrodniku” podaje pozytywne przykłady: „Pan Pruski w Dyblinie wysadził lat temu kilkanaście drogi folwarczne czereśniami i teraz corocznie wydzierżawia owoce żydom. W guberni Kieleckiej […] droga folwarczna długa na ćwierć wiorsty, wysadzana jest wiśniami i czereśniami i daje około stu rubli dochodu rocznie. Tamże obecnie wysadzają wszystkie miedze na polach jabłoniami w odmianach: Kuzynek i Królowa renet”. Przykładów autor podaje kilkanaście, „wobec tego kwestya, czy drzewa owocowe przy drogach mogą się u nas utrzymać, przestaje być sporną”, podsumowuje.

Nieprzyzwoitość końca nie bierze

Mniejszym optymistą był z górą sto lat wcześniej król Prus Fryderyk Wilhelm II, który za niszczenie przydrożnych drzew w swoim królestwie, w tym także na Dolnym Śląsku, wyznaczył surowe kary. Ciekawe, że obwieszczenie w tej sprawie wydał we wrześniu 1797 roku w Poznaniu w językach niemieckim i polskim. Pomysłowość kar i polszczyzna tego dokumentu warte są przytoczenia w większym fragmencie. „Nayiaśnieyszy Krol Jmć Pruski Pan nasz naymiłościwszy, dowiadując się z nieukontentowaniem, iż pomimo zakazu uszkodzenia drzew przy publicznych gościńcach […] takowa nieprzyzwoitość końca nie bierze, widzi się bydź przez to powodowanym, następuiące uczynić postanowienie, to iest, iż każdy ktoby drzewo przy publiczney drodze […] zepsuł […], oprócz powrócenia szkody przez dostawienie innego zdrowego drzewa wrownym gatunku, i nadgrodzenie wszelkich kosztów na wsadzenie onego, ieszcze dla publiczney satysfakcyi karę pieniężną talarow 5. złożyć powinien, ktora to kara pieniężna cała dostanie się delatorowi, w nagrodę iego pilności”.  Delator, to z łaciny informator lub, jak kto woli, donosiciel. Oprócz kary pieniężnej „naymiłościwszy Krol” przewidywał przywiązanie delikwenta do drzewa w godzinach „od 10. zrana do czwarty po południu” z tablicą „Psujący Drzewa”, a także prace społeczne przez sześć dni „z klocem do nogi przyprawionym, który za sobą włóczyć będzie”. Tyle król.  

Aleja reprezentacyjna

Za czasów Fryderyka Wilhelma II dopiero budowano bite drogi, a drzewa wzdłuż nich miały szczególne znaczenie, na przykład dawały cień maszerującemu wojsku (w końcu to Prusy!) i karmiły je owocami. W nocy oraz gdy okolicę pokrywał śnieg, pozwalały zorientować się, gdzie w ogóle znajduje się droga, zabezpieczały przed jej zaoraniem, wyznaczały granice majątków. Te funkcje odeszły do przeszłości, ale pozostały inne, a nawet dołączyły kolejne, współczesne. Dzisiaj wiadomo, że drzewa rosnące przy drodze przeciwdziałają erodowaniu pól spowodowanemu wiatrem, zatrzymują w ziemi wodę i łagodzą mikroklimat, przez co wpływają na lepsze plony, zmniejszają także hałas.

Warto też wiedzieć, że szpalery drzew wzdłuż dróg są korytarzem, po którym między niewielkimi lasami przemieszczają się drobne zwierzęta. Drzewa owocowe stanowią przy tym siedlisko owadów (pszczoły!) oraz miejsce żerowania ptaków. We wspomnianym wyżej sprawozdaniu z 1892 roku radzono sadzić na Dolnym Śląsku jabłonie (na najżyźniejszych ziemiach), grusze (tylko na lżejszych glebach), śliwy (tymczasowo, ponieważ żyją krótko), czereśnie (na glebie piaszczystej lub gliniastej, ale nie nad wodą czy w dolinach, bo mgła i wilgoć im szkodzą), orzechy włoskie (w miejscach osłoniętych), a nawet szlachetne odmiany kasztanowca (sporadycznie, „bo są mało opłacalne”). Nam dzisiaj na owocach być może aż tak nie zależy, ale na urodzie kwitnących, majestatycznych koron wpisanych w otoczenie – na pewno tak. Powrót szpalerów owocowych drzew tam, gdzie kiedyś już cieszyły oko byłby przejawem dbałości o historię i tożsamość miejsca, tak samo, jak jest nim troska o zabytkowe kościoły, pałace czy gospodarskie zabudowania. Odtworzeniem reprezentacyjnych alei wzdłuż gminnych dróg mogłyby się zająć samorządy i sami mieszkańcy. Już ponad sto lat temu ustalono przecież, że „kwestya, czy drzewa owocowe przy drogach mogą się u nas utrzymać, przestała być sporną”.

Tekst Roman Skąpski, Stowarzyszenie TUITAM

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok