Poniedziałek, 28 kwietnia 2025
Imieniny: Waleria, Ludwik, Paweł
słonecznie
2℃
A+
Tłumacz Google

Pamięć po latach, czyli poszukiwania szczątków amerykańskich żołnierzy koło Jordanowa

W marcu 1945 roku na pola między wsiami Glinica i Janówek spadł amerykański bombowiec. Z 10-osobowej załogi przeżyło dwóch żołnierzy, w tym dowódca. Obaj trafili do obozu jenieckiego, a po wojnie wrócili do USA. Jeden z członków załogi miał zostać pogrzebany na wiejskim cmentarzu, szczątków siedmiu pozostałych poszukują dziś Amerykanie, by je ekshumować i pochować w Stanach z honorami należnymi wojskowym.

Równo 80 lat temu, w czwartek 22 marca 1945 roku, Paul Peikert, proboszcz parafii świętego Maurycego we Wrocławiu, zanotował: „Dziś pierwszy dzień wiosny, ale wieje zimny nieprzyjemny wiatr, wpada do pokojów przez wybite w nocy szyby. Niestety, sprawdziły się wczorajsze przypuszczenia, że przed nami znowu ciężka noc. Koło pierwszej rozpoczął się kolejny zmasowany atak bombowy. W naszej części miasta też słyszałem potężny wybuch. Krótko przed trzecią - to samo. Potem zaczął się ostrzał artyleryjski”.

Armia Czerwona już miesiąc wcześniej okrążyła Wrocław, na początku marca trwały walki m.in. w okolicach dzisiejszych ulic Grabiszyńskiej i Drukarskiej. Jednak zaledwie 30 kilometrów dalej na południe teren wciąż był opanowany przez Niemców. I właśnie tam, w tym samym dniu, w którym ksiądz Peikert zanotował przytoczone wyżej słowa, koło Jordanowa Śląskiego zestrzelony został przez Niemców amerykański samolot bombowy B-17.

Skąd samolot sił powietrznych USA wziął się nad linią frontu wschodniego? Alianci prowadzili bombardowania niemieckich rafinerii i fabryk syntetycznego paliwa, by w ten sposób sparaliżować niemieckie lotnictwo. Z dobrym skutkiem, skoro w marcu 1945 roku Niemcy byli w stanie wytwarzać już tylko 40 ton paliwa, podczas gdy ich jeden Messerschmitt Me 262 zużywał go w czasie akcji około 1,5 tony. B-17 o numerze 48191 zestrzelony koło Glinicy wracał z akcji bombardowania zakładów Ruhland położonych niespełna 60 km na północ od Drezna. Wytwarzano w nich z węgla brunatnego syntetyczne paliwo lotnicze. Samolot odbył długą drogę, bo aż z oddalonej o 1100 km Foggi na południu Włoch. Stamtąd od 1944 roku alianci prowadzili naloty przede wszystkim w środkowej i wschodniej Europie, bombardując m.in. rafinerie ropy naftowej w Rumunii czy zakłady paliw syntetycznych na Śląsku.

Fałszywy trop

Amerykański B-17 był jednym z kilku samolotów z 429. eskadry bombowej 15. Armii Powietrznej USA, biorących udział w nalocie na zakłady w Ruhland. Trafiony 22 marca 1945 r. runął na pole pod Glinicą koło Jordanowa Śląskiego i nie był jedynym samolotem z tej eskadry, któremu nie dane było wrócić do bazy we Włoszech. Ten sam los, tego samego dnia, spotkał też maszynę, która spadła koło Wierzbnej pod Świdnicą. Z zeznań dowódcy „glinickiego” B-17, który przeżył katastrofę wynika, że na jego rozkaz wszyscy członkowie załogi zdołali opuścić samolot na spadochronach. Niestety, fakty tego nie potwierdzają, bo we wraku bombowca znaleziono ludzkie szczątki i jak dotąd oficjalnie nie potwierdzono, czy należą one tylko do jednej osoby.  

Można przypuszczać, że żołnierze skakali kolejno z płonącej maszyny i być może ich szczątki spoczywają jeszcze gdzieś na okolicznych polach. Amerykanie z rządowej agencji DPAA (Defense Prisoner of War/Missing in Action Accounting Agency) skupili się na razie na poszukiwaniach w miejscu katastrofy – mówi profesor Maciej Trzciński, archeolog i prawnik oraz kierownik merytoryczny wrocławskiego Muzeum Archeologicznego, który ze strony polskiej współpracuje z Amerykanami. Ci, w 2019 roku rozpoczęli poszukiwania szczątków i od tego czasu wznawiają je każdego lata, są planowane także na bieżący rok. Dotychczas dokonano m.in. ekshumacji zwłok na przykościelnym cmentarzu w Glinicy – to tam według przekazu mieszkańców mieli być pochowani Amerykanie. We wskazanym miejscu ujawniono jednak kobiece zwłoki, ale nie można wykluczyć, że szczątki lotników znajdują się głębiej. W swoich poszukiwaniach przedstawiciele DPAA kierują się własnymi danymi z lat 40. o zestrzelonych samolotach oraz relacją dowódcy bombowca, który szczegółowo opisał po wojnie ostatnie minuty lotu. Są również zeznania świadka, obserwującego z ziemi to tragiczne zdarzenie. Chodzi o dziś już nieżyjącą Polkę, która podczas wojny została skierowana przez Niemców do pracy przymusowej w tej okolicy i wskazała miejsce upadku samolotu.

Znikający wrak

Na polu między wsiami Glinica i Janówek leżał on jeszcze rok lub dwa po katastrofie. W tym czasie zniknęły wszystkie elementy metalowego kadłuba, które w biednych powojennych czasach zostały zapewne wykorzystane w okolicznych gospodarstwach. Zniknęły nawet cztery silniki B-siedemnastki, co jest o tyle niezwykłe, że każdy z nich waży kilkaset kilogramów. Drobniejsze szczątki jeszcze kilka lat po wojnie wykopywano podczas orki, odrzucając na skraj pola, aż wreszcie ktoś zebrał je i zakopał. Ujawniono je podczas prowadzonych współcześnie poszukiwań. Odnaleziono także elementy żołnierskiego ekwipunku, jak guziki od munduru czy cztery pary gogli, a także monety amerykańskie – wszystko to pozwala zidentyfikować znalezisko jako bez wątpienia pozostałości po załodze amerykańskiego bombowca. Poszukiwań nie ułatwia fakt, że odnajdowane elementy nie leżą już w miejscu, w którym znalazły się w chwili katastrofy, jest też więcej niż prawdopodobne, że miejsce to penetrowali w międzyczasie poszukiwacze-amatorzy. Wiedza o tym, gdzie spadł amerykański samolot była w okolicy dość powszechna, leżący na polu wrak pamiętali przecież pierwsi polscy osadnicy z okolicznych wsi.

Czekając na identyfikację

Trwające od 2019 roku prace wykopaliskowe są niezwykle żmudne. Prowadzi je i w całości finansuje amerykańska agencja DPAA. W pracach uczestniczy zazwyczaj około 10 wolontariuszy ze Stanów oraz kilku doświadczonych archeologów Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu. Stosują tzw. metodę sitowania, czyli drobiazgowego przesiewania ziemi w miejscu katastrofy, bo tylko w taki sposób udaje się odnaleźć drobne szczątki ludzkie – zęby i 2-3-centymetrowe kawałki kości. Trzeba pamiętać, że płonący samolot z impetem uderzył w ziemię, a pole, na które spadł było od czasu katastrofy wielokrotnie orane, nie ma więc szans na znalezienie większych fragmentów zwłok. Te, które udało się odnaleźć trafiają za pośrednictwem międzynarodowej firmy pogrzebowej aż do Pearl Harbor na Hawajach, gdzie znajduje się ośrodek badań genetycznych DPAA. Na podstawie materiału genetycznego zebranego od członków rodziny lotników, dokonuje się tam identyfikacji szczątków. Do tej pory prawdopodobnie zidentyfikowano dwóch lotników z rozbitego pod Glinicą bombowca, jednak jeszcze oficjalnie tego nie potwierdzono ani nie podano ich nazwisk.  

A czy sam lot, który dla ośmiu amerykańskich żołnierzy zakończył się tak tragicznie, przyniósł oczekiwany efekt? Rafinerię Ruhland, zbudowaną krótko przed wojną w 1935 roku, alianci bombardowali już we wrześniu 1944 roku. Do końca wojny została zniszczona w 75 procentach. Dzisiaj to jedna z największych fabryk koncernu BASF w Europie, produkująca tworzywa sztuczne.

Tekst Roman Skąpski

 

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok