Elisabeth von Johnston, z domu Kalckreuth, nazywana jest w rodzinie „Muttel”. Ma piękny głos, uświetnia swoim śpiewem rodzinne uroczystości. Mimo talentu i pięknego mezzosopranu podziwianego przez rodzinę i przyjaciół nie występuje publicznie. Mąż nie chce bowiem, aby jego żonę mógł krytykować w prasie jakiś pożal się Boże dziennikarzyna. Potem musiałby takiego delikwenta wyzwać jeszcze na pojedynek. W codziennych muzycznych ćwiczeniach pani domu towarzyszy jej najmłodsza córka, która przygrywa matce na pianinie. Pokój prób, który znajduje się w nowym skrzydle pałacu, oddalony jest od gabinetu męża, aby muzycznymi wprawkami nie naprzykrzać się Gustawowi von Johnston, gdyż ten nie jest wielbicielem muzyki. Major w stanie spoczynku zdecydowanie zamiast słuchać koncertów wolny czas woli spędzać na polowaniach oraz spotkaniach z dawnymi wojennymi towarzyszami, sącząc na tarasie od strony ogrodu truskawkowy poncz i zajadając raki. Gdy rozbudowywał pałac w latach 1913-21, dla żony kazał stworzyć muzyczny salon, dla siebie w drugim skrzydle zbudował basen, który napełniany jest wodą z pobliskiej Bystrzycy i podgrzewaną przez specjalne elektryczne grzałki. W pałacu w Zabrodziu, z którego przenieśli się do Sadowic w 1923 roku, takich luksusów rodzina nie miała.
Gustaw von Johnston kocha konie. Sam jest doskonałym jeźdźcem. Uczy też swoje dzieci konnej jazdy, ma dwie córki i trzech synów. Jest wymagającym ojcem i nauczycielem, sam wychowywany był surowo, a w wojsku docenił jeszcze pruską dyscyplinę. Zdarza się, że któryś z synów spada z konia podczas jednej lekcji nawet dwadzieścia razy, musi jednak wstać i wsiąść na konia ponownie. Na mazanie się w domu Johnstonów zgody nie ma. Najstarsza córka po ojcu odziedziczyła miłość do koni, jest świetną amazonką. W przyszłości będzie nawet wygrywać wyścigi konne, a jej przyszły mąż Hans-Christoph Wietersheim-Kramsta okaże się uzdolnionym, zbierającym laury na wyścigach, jokejem. Żona Gustawa również jeździ konno, ma damskie siodło i swojego konia, którego w domu nazywa się „Domowym ołtarzykiem”.
Gustaw ze swoich koni jest niezwykle dumny. Zarobił na nich majątek, gdy sprowadzał je ze Szwecji dla niemieckiej armii podczas I wojny światowej. Wisi u niego portret cesarza Wilhelma II, który dosiada konia z hodowli Johnstonów. Drugą miłością pana domu są polowania. W najlepszych latach podczas polowania jednego dnia ubijano tysiąc bażantów i tysiąc zajęcy. Gustaw von Johnston swój rekord pobił podczas polowania u zięcia w Morawie, zastrzelił wtedy sam jednego dnia aż 317 sztuk zwierzyny.
Ostatnie w roku polowanie na zające, które organizowane jest 15 stycznia, wyznacza termin, kiedy cała siedmioosobowa rodzina przenosi się do swojej willi we Wrocławiu. Kilkupiętrowy, reprezentacyjny dom przy Kaiser-Wilhelmplatz (obecnie plac Powstańców Śląskich) do świąt Wielkanocnych staje się na kilka zimowych miesięcy siedzibą Johnstonów. Za domem wybudowano specjalne stajnie, gdzie trzyma się kilka wierzchowców, aby Gustaw mógł codziennie jeździć na ujeżdżalnię i trenować konie do jazdy przy muzyce. Rodzina korzysta z atrakcji miasta, regularnie chodzi do Miejskiego Teatru, na koncerty, na bale, spotyka się z przyjaciółmi i znajomymi.
O służbę u Johnstonów się dba. Mają tu dobre warunki socjalne. Gdy zostają zatrudnieni, nie szukają innej pracy, z rodziną Johnstonów związani są niemal przez całe swoje dorosłe życie. Nic dziwnego, że domownicy dobrze znają nazwiska zatrudnionych w pałacu osób (choć one bywają często bardzo mylące): służący nazywa się Myśliwy, myśliwy – Kant, woźnica – Krawiec, kierowca – Ptak, ogrodnik – Róża, a panieńskie nazwisko jego żony brzmi Cierń. Służba zwraca się do Gustawa – Panie Majorze. Na pewną poufałość kobiety pracujące w gospodarstwie pozwalają sobie wobec pana domu podczas wielkiego święta organizowanego na zakończenie żniw. Po jednej z konkurencji, ze śmiechem, ku uciesze wszystkich, próbują przewrócić wysokiego na prawie dwa metry, silnego i barczystego Gustava. Bez skutku.
Pałac Johnstonów w Sadowicach przetrwał II wojnę światową bez zniszczeń, został jedynie ograbiony z całego niemal wyposażenia. Wciąż prezentuje się jednak bardzo dobrze, odbijając się w wodach Bystrzycy. Rodzina Johnstonów zaliczana byłą przed wojną do śląskich milionerów. Ich majątek składał się z klucza dziesięciu dużych gospodarstw w bliskim sąsiedztwie Wrocławia, w sumie ponad dwa i pół tysiąca hektarów pól uprawnych, lasów i łąk, w tym kilkaset hektarów na Oporowie i wsi na terenie dzisiejszych gmin Kąty Wrocławskie i Kobierzyce. Johnstonowie posiadali cukrownię i młyny, kilka pałacyków, domy-wille w mieście, przy dzisiejszej ulicy Hallera i pl. Powstańców Śląskich. Umieli robić interesy, sprzedawać z zyskiem i dobrze inwestować w zakup ziemi. Dzięki małżeństwom skoligacili się ze znanymi śląskimi rodami, m.in. rodziną von Kramstów – przemysłowców, kupców, których ze względu na ich gigantyczny majątek nazywano śląskimi Rockeffelerami.
Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz
Zdjęcia:
1. Pałac w Sadowicach (gmina Kąty Wrocławskie) – do 1945 roku własność rodziny Johnstonów.
2. Pałac w Sadowicach, widok wiosenny. W pałacu mieści się obecnie Zakład Poprawczy dla chłopców (jest to placówka resocjalizacyjno-rewalidacyjna).
3. Widok na pałac od strony rzeki.
4. Gustav i Elisabeth von Johnstonowie (zdjęcie z „Rodzina rodu Johnstonów z Sadowic” według Wilhelma Johnstona).
5. Salon muzyczny w pałacu w Sadowicach (zdjęcie archiwalne).
6. Pałac Johnstonów w Zabrodziu (zdjęcie archiwalne, pałac nie istnieje).
7. Pałac w Biskupicach Podgórnych. W najbliższym sąsiedztwie Wrocławia majątek Johnstonów stanowiły ziemie, pałace, cukrownia, klucz złożony z dziesięciu gospodarwstw w bliskim sąsiedztwie Wrocławia; należała do nich część dzisiejszego Oporowa oraz majątki ziemskie w kilku wsiach obecnych gmin Kąty Wrocławskie i Kobierzyce (Sadowice, Zabrodzie, Nowa Wieś Wrocławska, Cesarzowice, Mokronos Dolny, Biskupice Podgórne, Cesarzowice, Gądów, Bliż).
8. Jedna z willi Johnstonów we Wrocławiu (pl. Powstańców Śląskich).
9. Z wyposażenia pałacu pozostało do dzisiaj niewiele; w Regionalnej Izbie Pamięci w Kątach Wrocławskich można zobaczyć saneczki dla dzieci pochodzące z pałacu w Sadowicach.