Środa, 11 grudnia 2024
Imieniny: Waldemar, Damazy
pochmurno
2℃
A+
Tłumacz Google

O skrzyni, która „nie zdradziła swych tajemnic” czyli karta z dziejów „Księgi henrykowskiej”

Któż nie zna słów rycerza Boguchwała do żony – jak zanotował spostrzegawczy średniowieczny kronikarz w „Księdze henrykowskiej” – „chłopki grubej i zupełnie niezdarnej”: „Day ut ia pobrusa, a ti poziwai”? Boguchwał wyręczył żonę w  „babskiej” robocie, mieląc ziarno na mąkę w żarnach, za co został wyśmiany przez sobie współczesnych. I choć nazwano go wtedy Brukałą (od słowa „zbrukany”), to jego imię na zawsze zapisało się w dziejach języka polskiego i literatury polskiej, ponieważ słynne zdanie uznawane jest za najstarsze odnotowane w języku polskim. Co ciekawe, słowa Boguchwała Czecha wypowiedziane do żony Ślązaczki uwiecznił w drugiej połowie XIII wieku niemiecki mnich, który całą kronikę spisał po łacinie. „Księga henrykowska”, czyli kronika opactwa cystersów w Henrykowie, ze względu na swoje kulturowe i historyczne znaczenie znalazła się w 2015 roku na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Sobótka ma w tym wydarzeniu pośrednio swój udział.

Podczas II wojny światowej Günter Grundmann, konserwator zabytków Prowincji Dolnośląskiej i znawca sztuki, „zabezpieczał” najcenniejsze dobra kultury, tworząc skrytki w kościołach, pałacach, zamkach czy sztolniach. Wywożenie i ukrywanie skarbów kultury zaczął już w 1942 roku od kolekcji muzealnych znajdujących się we Wrocławiu. Najcenniejsze eksponaty z Muzeum Archidiecezjalnego oraz muzealia i dokumenty z Arcybiskupiego Archiwum i Biblioteki Katedralnej przygotował do ukrycia ówczesny dyrektor Muzeum, ksiądz Kurt Engelbert. Starannie zapakowane przez niego skrzynie pojechały m.in. do Henrykowa, Wiązowa, Strzelina, Kiełczyna, Kłodzka oraz miasteczka u podnóża Ślęży – Sobótki. W  jednej z żelaznych skrzyń, zamkniętej specjalnymi zamkami, które mogli otworzyć tylko wtajemniczeni, umieszczono najcenniejsze egzemplarze księgozbioru biblioteki kapitulnej. Skarb ukryto na plebanii kościoła św. Jakuba lub w dawnym jezuickim domu rekolekcyjnym na zboczach Gozdnicy – taką hipotezę przedstawił dr Krzysztof Kunert, twierdząc, że z dala od innych zabudowań (i ludzkich oczu) rękopisy łatwiej mogłyby przetrwać wydarzenia II wojny światowej. Wśród cennych manuskryptów w skrzyni znalazła się niepozorna, formatu niewiele większego niż szkolny zeszyt (25,6 cm x 16,6 cm), oprawiona w skórę, licząca sto pergaminowych stronic, słynna dziś „Księga henrykowska”. Na regałach zaś ustawiono sześćset inkunabułów.

Zaraz po zakończeniu wojny Engelberg (zanim opuścił tereny Polski w 1946 roku) zaczął zwozić do Wrocławia ukryte zbiory. Szybko się okazało, że brakuje wielu cennych dzieł i dokumentów, zaginęły średniowieczne rzeźby i obrazy oraz m.in. dwie bulle papieskie z lat 1155 i 1245. W gazecie „Słowo Polskie” z 1948 roku w krótkiej notce prasowej zatytułowanej „Księga henrykowska znów we Wrocławiu” autor pisze, że po „żmudnych poszukiwaniach” manuskrypt odnalazł wreszcie Wincenty Urban, od 1946 roku polski zarządca zbiorów archidiecezjalnych. Jak do tego doszło i co działo się z cennym zabytkiem zaraz po wojnie, nie wiemy. Po latach ksiądz Urban w jednym z artykułów dosyć lakonicznie napisał tylko, że „ksiądz dziekan Alfons Machunze [niemiecki proboszcz parafii św. Jakuba w Sobótce, przypis autora], który przejął troskę o ich przechowanie, mógł spokojnie odetchnąć, gdy w chaosie pokapitulacyjnym skrzynia nie zdradziła swych tajemnic”.

Związek Sobótki z „Księgą henrykowską” był krótki, ale zdecydował o losach średniowiecznego manuskryptu. Nic więc dziwnego, że na szlaku turystycznym na szczyt Ślęży znajduje się miejsce historyczno-rekreacyjne nawiązujące do kroniki z Henrykowa. Zachęcani tu jesteśmy do  zadumy przy rzeźbie Mnicha i „pobruszania” kołami na niewielkiej siłowni, a potem do odpoczynku z lekturą w ręce (książkę można wziąć ze skrzyneczki bookcrossingowej) na ławeczce, na której znalazły się słowa Boguchwała: „Daj, niech ja pomielę, a ty odpocznij”.

Warto dodać, że w Sobótce istniała jeszcze jedna „składnica”, a skrytki Grundmanna  znajdowały się w kilku miejscach na terenie dzisiejszego powiatu wrocławskiego, m.in. w pałacach w Mietkowie czy Borowej. Co tam przechowywano i jakie były koleje losu dokumentów i dzieł sztuki ukrytych w tych miejscowościach, to temat na kolejny Wędrownik.

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz

Zdjęcia

1. Słowa Boguchwała „Day ut ia pobrusa, a ti poziwai” niech będą zachętą do odłożenia domowych obowiązków i do wyprawy na Ślężę, która w jesiennej szacie wygląda niezwykle pięknie

2. „Księga henrykowska” wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, na której znajduje się m.in.  „De revolutionibus…” Mikołaja Kopernika

3. Przy drodze do Domu Turysty „Pod Wieżycą” znajduje się miejsce rekreacyjno-historyczne, gdzie możemy poznać losy „Księgi henrykowskiej” podczas II wojny światowej

4. Zaduma przy rzeźbie Mnicha jest również wskazana (o losach Mnicha pisaliśmy w Wędrowniku w tekście pt. „Nie ruszać Mnicha” Jak co piątek prezentujemy... - Powiat Wrocławski - strona oficjalna | Facebook)

5. Portal plebanii kościoła św. Jakuba w Sobótce; w budynku plebanii najprawdopodobniej przechowywana była podczas II wojny światowej „Księga henrykowska”

6. Pomnik „Księgi henrykowskiej” w Henrykowie

7. Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, że lepiej „pocziwać” niż „brukać” może przekonają go te barwy jesieni

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Kliknij aby zamknąć.Popup
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok