W miejscu, gdzie znajdowała się wspaniała rezydencja w stylu Tudorów, rosną teraz wysokie drzewa i gęste krzewy oraz kwitnie wszędobylska nawłoć. Odnajdywanie śladów dawnej świetności pałacu, nazywanego dumnie śląskim Windsorem, choć wydaje się dziś wyzwaniem niemal karkołomnym, wciąż przyciąga nie tylko tych, którzy liczą na znalezienie ukrytego skarbu. Co zostało po pałacu w Szczodrem? Niewiele. Trzeba mieć dużą wyobraźnię, aby wśród wybujałej roślinności zobaczyć pałac wybudowany przez ekscentrycznego księcia brunszwickiego, w którym chętnie przebywali ostatni sascy królowie.
Jednak już na stacji kolejowej w Długołęce natrafiamy na pierwszy ślad. Na dawnym budynku spedycyjnym spod farby wyłonił się przedwojenny napis „Sibyllenort” (tak do 1945 roku nazywało się Szczodre). Nazwa związana była z imieniem żony księcia oleśnickiego Krystiana Wirtemberskiego, który w prezencie ślubnym w 1683 roku ofiarował szesnastoletniej małżonce dobra znajdujące się niedaleko zamku w Bierutowie i Oleśnicy. Sybilla wypełniła małżeńskie obowiązki i dała księciu siedmioro potomstwa. Zmarła młodo w wyniku nieszczęśliwego wypadku, po tym jak koń przerażony uderzeniem pioruna zrzucił ją ze swego grzbietu. Mąż, chcąc upamiętnić ukochaną żonę, nazwał majątek Sibyllenort, czyli miejsce Sybilli.
Stacja w Szczodrem powstała w 1868 roku na potrzeby właścicieli pałacu. Stąd po zaledwie kilkuminutowej przejażdżce powozem goście Wilhelma, księcia Brunszwiku, o którego ekscentrycznych przyjęciach w pałacowych ogrodach opowiadano legendy, mogli znaleźć się w jego podwrocławskiej rezydencji. Tutaj wysiadali ci, którzy udawali się w odwiedziny do króla Alberta i jego małżonki Karoli oraz ostatniego króla saskiego Fryderyk August III. Stąd w latach 30. XX wieku wagony wypełnione skarbami, z najcenniejszym wyposażeniem pałacu, odjechały w kierunku Drezna. Ponieważ pałac w Szczodrem pod nieobecność gospodarzy udostępniano turystom, którzy przybywali tu bardzo chętnie i licznie, aby zobaczyć na własne oczy, jak żyją królowie, to przy budynku stacyjnym powstała długa otwarta poczekalnia. Zachowały się w niej oryginalne drewniane słupy i ozdobne podpory, na których widać solidną snycerską robotę.
Szeroką leśną drogą ze stacji w kilka minut docieramy do jednej z czterech zewnętrznych bram dawnej posiadłości w Szczodrem. Bramę ozdabiały dwa naturalnej wielkości jelenie z rozłożystym porożem. Rzeźby wykonane z brązu zniknęły po wojnie. Dziś nie spotkamy tu już oczywiście żadnego strażnika pilnującego wjazdu na teren rezydencji (jednym ze Schlosswӓchterów był Adolf Kaschner, jego grób odnaleźć można na „leśnym” cmentarzu w Szczodrem). Zamykanie bramy nie miałoby obecnie sensu, bowiem po murze otaczającym dawniej posiadłość pozostały znikome resztki i ułożone w stosiki cegły.
Przez teren parku pałacowego (zajmował ponad 120 hektarów) docieramy do bramy wewnętrznej. Tutaj jeszcze w latach 90. XX wieku straż pełniły dwa lwy. Dzisiaj podziwiać możemy tylko resztki kowalskiej roboty na kracie zamykającej wejście na dawny dziedziniec pałacowy. Znajdują się tu tablice informacyjne z historią pałacu.
Wąską ścieżką wśród bujnej roślinności dochodzimy do jedynych ocalałych resztek „śląskiego Windsoru”. Pierwszy budynek jest fragmentem dawnego bocznego skrzydła; neogotyckie w kształcie okna i wieżyczki zakończone krenelażem dają wyobrażenie stylu, w jakim nadworny architekt księcia Carl Wolff zaprojektował pałac. Kubatura obiektu, po trwającej szesnaście lat przebudowie, wynosiła 40 tysięcy m³, a fasada miała około 100 metrów długości (wraz ze skrzydłami bocznymi aż 300 metrów). W latach 60. XX wieku wyremontowany ocalały fragment pałacu był ogrodzony i dobrze strzeżony, pełnił funkcję ośrodka szkoleniowego Urzędu Bezpieczeństwa. Potem zorganizowano tu Ośrodek Doskonalenia Kadr Urzędu Wojewódzkiego i w końcu ośrodek kolonijny. Dziś zupełnie opuszczony i zdewastowany obiekt służy głównie amatorom urbexu. Obok stoi dawna oficyna pałacowa, która wciąż jest zamieszkana.
Jeśli pójdziemy dalej i zanurzymy się w zieloność, znajdziemy się na dawnym reprezentacyjnym dziedzińcu pałacowym. Tutaj przed główne wejście podjeżdżały powozy, a woda z fontanny tryskała na kilkanaście metrów w górę. Okrągły kształt kamiennej niecki fontanny wciąż jest dobrze widoczny na bujnie kwitnącej łące, bo porosły ją nieduże drzewa. Gdybyśmy stanęli do niej tyłem, to sto lat temu zobaczylibyśmy pałac w całej okazałości, z wysoką na 36 metrów wieżą widokową. W środku podziwiać moglibyśmy porcelanową komnatę z wyrobami miśnieńskich mistrzów. W Sali Łysych ze szklanym sklepieniem sprawdzilibyśmy, czy nasze owłosienie na głowie nie przerzedziło się zbytnio, a w salonie sudańskim oglądalibyśmy wypchaną żyrafę i inne myśliwskie trofea. Zapewne zachwyciłby nas marmurowy stół w pałacowej jadalni bogato inkrustowany i skórzane tapety ozdobione płatkami złota. Królewska rezydencja miała czterysta dwadzieścia pomieszczeń, z których kilkadziesiąt reprezentacyjnych udostępniano turystom.
Jeszcze w latach 30. XX wieku wyposażenie pałacu zlicytowano na trzydniowej aukcji, a najcenniejsze zbiory i meble wywieziono. Sam budynek pałacu spłonął w 1945 roku. A potem przez kilkadziesiąt następnych lat był grabiony i po kawałku rozbierany. Ciągle jednak miłośnicy historii Szczodrego odnajdują w pokrzywach i gęstych zaroślach prawdziwe „skarby” – fragmenty porcelanowych filiżanek, kafli, umywalek.
Przewodnikiem na spacerze, podczas którego odkrywaliśmy historię pałacu w Szczodrem, była Katarzyna Lichtenstein. Pani Katarzyna obiecuje następne wycieczki, na których będzie można odkryć kolejne tajemnice królewskiej rezydencji. Chętnych na odkrywanie śladów świetności Szczodrego na pewno nie zabraknie.
Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz
Zdjęcia
- Spod tynku patrzy Sibyllenort. Przedwojenny napis wyłonił się na budynku spedycyjnym
- Dla pasjonatów historii Szczodrego ten ceramiczny okruch z namalowanym widokiem pałacu „śląskiego Windsoru” jest prawdziwym skarbem; pani Katarzyna Lichtenstein, właścicielka „skarbu”, od kilku lat prowadzi na Facebooku stronę poświęconą „Pałacowi Sybilli w Szczodrem”
- Liczni turyści odwiedzający pałac w Szczodrem mogli schronić się przed słońcem i deszczem w otwartej poczekalni
- Przy budynku dworca do dziś podziwiać można piękną snycerską robotę
5. Tuż obok stacji znajdowała się słynna gospoda Wolfkretscham, w której podróżni mogli dobrze zjeść i odpocząć, a pewnie też przenocować. Budynek ocalał, ale jest tak mocno zmieniony, że trudno rozpoznać w nim dawną stylową restaurację (zdjęcie za www.polska-org.pl)
6. Jedna z czterech bram prowadzących na teren dawnej posiadłości w Szczodrem
7. Kiedyś bramę ozdabiały rzeźby jeleni (zdjęcie za www.polska-org.pl)
8. Grób jednego ze strażników pałacowych na „leśnym” cmentarzu w Szczodrem
9. Kiedyś wewnętrzną bramę strzegły dwa lwy; rzeźby znikły pod koniec lat 90. XX wieku
10. Dziś podziwiać jeszcze można ozdobną kratę wewnętrznej bramy
11. Jeden z dwóch ocalałych fragmentów pałacu
12. Przechodzimy na reprezentacyjny dziedziniec
13. Kiedyś to miejsce wyglądało właśnie tak (zdjęcie za www.polska-org.pl)
14. Miejsce, gdzie znajdowała się fontanna, choć mocno zarośnięte, jest dobrze widoczne
15. Natomiast Śląski Windsor wyglądał tak… (zdjęcie za www.polska-org.pl)
16. Wśród pomieszczeń, które udostępniano do zwiedzania była pałacowa jadalnia (zdjęcie za www.polska-org.pl)
17. Znajdujemy się w miejscu pałacowej kuchni
18. I znów na stacji i znów odkrycie. Na budynku spedycyjnym oprócz nazwy Sibillenort widoczny jest też napis „Szczodre”; taką nazwę do początku lat 70. XX wieku nosiła stacja kolejowa w Długołęce