Niedziela, 23 marca 2025
Imieniny: Pelagia, Feliks, Zbysław
słonecznie
9℃
A+
Tłumacz Google

Kościoły, których… nie ma – Domanice

Nadaremno szukalibyśmy dzisiaj kościołów ewangelickich w Sobótce, Rogowie Sobóckim, Gniechowicach, Wierzbicach, Rękowie, Domanicach czy Wilczkowie. Nie ma po nich nawet najmniejszego śladu. Trudno się bowiem domyślić, że niewielkie placyki w Rogowie lub Gniechowicach, na których znajdują się obecnie pawilony sklepowe, to miejsca, gdzie jeszcze w latach 50. XX wieku stały okazałe świątynie. Trzeba mieć dużą wyobraźnię, aby w Wilczkowie, Sobótce czy Domanicach na pustych skwerkach zobaczyć neogotycką czy neobarokową budowlę i usłyszeć dzwony przywołujące wiernych na nabożeństwo.

Co się stało? Wszystkie wymienione świątynie spotkał ten sam los. Zaniedbane, nieużytkowane, ograbione z cennego wyposażenia zostały po wojnie rozebrane (materiał rozbiórkowy był w cenie), a ich pozostałości wysadzono w powietrze. Mimo że kościołów już nie ma, a na miejscu ewangelickiej świątyni w Domanicach rośnie trawa, to pozostała nam ciekawa historia.

Czyja władza, tego religia

Domanice to duża wioska w gminie Mietków, przed II wojną światową znajdowały się tu dwa kościoły, katolicki i ewangelicki, a także mauzoleum Brandenburgów, zamek na skale, zwany bzowym, folwark, kilka karczm, piekarnia, masarnia, dwa młyny i schronisko młodzieżowe; w miejscowości działała nawet niewielka stacja paliwowa. Murowany kościół katolicki pw. NMP powstał już w XV wieku. Po jego odbudowie po zniszczeniach wojennych podczas wojny trzydziestoletniej (1618-48) właściciel wioski baron Monteverques zmienił wezwanie świątyni – nową opiekunką została św. Anna (imienniczka ukochanej żony barona, notabene, protestantki). Katolicki baron kierował się wobec swoich poddanych zasadą: „Czyja władza, tego religia”, więc mocno wspierał tych, którzy „odnaleźli prawdziwą drogę” i zmienili wyznanie na katolickie. Jego druga żona Sophia, z domu Nostitz, odznaczała się niezwykłą pobożnością, dziś pewnie nazwalibyśmy ją dewotką, ale w XVII wieku świdniccy jezuici mogli wskazywać jej zachowanie jako wzór do naśladowania. Hrabina modliła się przez trzy-cztery godziny dziennie, niemal każdego dnia się spowiadała i w każdą niedzielę przystępowała do komunii. W Wielki Czwartek, biorąc przykład ze św. Jadwigi Śląskiej, myła stopy trzynastu ubogim, a jej dzieci wycierały im nogi. Po śmierci barona Monteverquesa wyszła za mąż za członka ultrakatolickiej rodziny Oppersdorffów. Drugi mąż odznaczał się wielką gorliwością w przekonywaniu (na różne sposoby) swoich poddanych do powrotu na łono Kościoła katolickiego. Gdy Oppersdorffowie sprzedali majątek, wieś dostała się w ręce barona Carla Ferdinanda Seherr-Thossa, starszego krajowego księstwa świdnickiego i… protestanta. Niektórzy z dopiero co nawróconych mieszkańców Domanic stanęli przed dylematem i próbą swej wiary. Nowy właściciel, często stosując ekonomiczny przymus, sprawił, że wielu jego poddanych znów skierowało swe uszy na nauki Lutra. Niestety, ewangelicka świątynia znajdowała się aż kilkanaście kilometrów od wsi, w Świdnicy, co wielu ewangelikom i ich rodzinom uniemożliwiało obecność na nabożeństwach. Hrabia oczywiście tego problemu nie miał, drogę pokonywał konnym powozem, ba, w świdnickim Kościele Pokoju Seherr-Thossowie jako zasłużeni dla wspólnoty ewangelickiej mieli swoją prywatną lożę. Znajdowała się ona w bardzo dobrym miejscu w świątyni, niedaleko od wspaniałej loży Hochbergów. Hrabia z żoną mogli słuchać nawet kilkugodzinnych kazań, gdyż siedzieli wygodnie, oddzieleni od tłumu, przodem do ambony i przemawiającego pastora.

Baron Seherr-Thoss, prowadząc ewangelizacyjną misję, postanowił na swój koszt wybudować w Domanicach kościół ewangelicki. Wykorzystał sprzyjające warunki polityczne (Śląsk zajął protestancki król pruski  Fryderyk II), wystarał się o zgodę na budowę i w 1743 roku odbyła się konsekracja drewnianej świątyni o konstrukcji szachulcowej. Kościół stanął w niewielkiej odległości od świątyni katolickiej, zbudowany był jednak naprędce, w dodatku z dość kiepskich materiałów. W niecały wiek później na jego miejscu powstała już okazała murowana świątynia w stylu neobarokowym. W środku znajdowały się: kamienny ołtarz, dwa piętra drewnianych empor i chór muzyczny z organami. Obok świątyni postawiono dzwonnicę. W pobliżu, w XVIII wieku, wzniesiono budynki parafialne, w których mieściła się ewangelicka szkoła i dom pastora. Parafia ewangelicka była duża, należeli do niej wierni z kilkunastu okolicznych wiosek, między innymi: Pożarzyska, Goli Świdnickiej, Śmiałowic, Siedlimowic, Chwałowa, Maniowa i Borzygniewu.

 

Łaska pańska na pstrym koniu jeździ

Bieżące naprawy i wyposażenie kościoła finansowano ze składek parafian, a do większych remontów (często niechętnie) pieniądze dorzucali właściciele domanickiego zamku, będący patronami świątyni. O tym, że niełatwo było z pańskiej kieszeni wyciągnąć każdy grosz, może świadczyć spisana w kronice kościelnej wymiana zdań pomiędzy pastorem a patronem kościoła, gdy tego drugiego poproszono o sfinansowanie remontu organów. Pan próbował zbagatelizować potrzebę naprawy instrumentu, mówiąc: „Kantor gra jeszcze dobrze na tych organach”, na co pastor zripostował: „Tak, bo pomija zepsute klawisze”. Pan musiał jednak ustąpić, bo w 1912 roku udało się przeprowadzić renowację instrumentu. A było to ważne, gdyż domaniccy kantorzy słynęli jako świetni muzycy i w całej okolicy, gdzie przeważali katolicy, zachwycano się oprawą muzyczną ewangelickich pogrzebów. Odbywały się one przy śpiewie kantora i chłopięcego chóru z Domanic (dzieci musiały pokonywać czasem wiele kilometrów przy złej pogodzie na pogrzeb w innej wsi, ale jak pastor i kantor przekonywali ich rodziców, wszystko to tylko „na chwałę Kościoła”). 

Latem trawa rośnie tu wysoka

Nabożeństwa odprawiano w kościele ewangelickim w Domanicach do wyjazdu Niemców, ostatnie odbyło się w 1948 roku. Budynek, pozostawiony sam sobie, niezabezpieczony, ulegał z latami degradacji, a jego wyposażenie – ołtarz i organy – wywieziono w nieznanym kierunku. Przez pewien czas, ponieważ kościół sąsiadował z budynkiem szkolnym, myślano o tym, aby dawną świątynię wyremontować i zamienić ją na salę gimnastyczną. Z powodu wysokiej wyceny remontu budynku plany te zarzucono. Pretekstem do rozebrania budowli był jej zły stan techniczny, który ponoć zagrażał uczniom domanickiej szkoły. W 1974 roku pozostałe po kościele ruiny wysadzono w powietrze. Działka, na której stał kościół, oraz trzy budynki należące dawniej do wspólnoty ewangelickiej – szkoła, pastorówka i tak zwany dom młodzieży, czyli miejsce spotkań parafian – są dziś własnością prywatną.

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz

1. Na pierwszym zdjęciu nieistniejący kościół ewangelicki w Domanicach, na drugiej fotografii miejsce, gdzie stał ewangelicki kościół (po prawej stronie budynek dawnej szkoły ewangelickiej)
2. Ewangelicki kościół w Domanicach, uroczystość związana z zawieszeniem dzwonów
3. Bydynki dawnej enklawy ewangelickiej w Domanicach - pastorówka i tak zwany "dom młodzieży"; w tle kościół katolicki św. Anny
4. Wnętrze kościoła ewangelickiego w Domanicach; wyposażenie zostało rozgrabione, nie jest znane miejsce, gdzie znajdują się obecnie: ołtarz, ambona, organy (za: www.polska-org)
5. Wygląd kościoła ewangelickiego w XVIII wieku; w XIX wieku został gruntownie przebudowany (za: www.polska.org
6. Kościół katolicki w Domanicach pod wezwaniem św. Anny
7. Loża Seherr-Thossów w Kościele Pokoju w Świdnicy
8. Płyta nagrobna Marii Eleonory, żony barona Seherr-Thossa, fundatora kościoła w Domanicach; płyta znajduje się przy Kościele Pokoju w Świdnicy 

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Kliknij aby zamknąć.Popup
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok