Piątek, 13 czerwca 2025
Imieniny: Antoni, Lucjan, Gracja
pochmurno
15℃
A+
Tłumacz Google

Jak „Wędrownik” wędrował po powiecie wrocławskim i co z tego wynikło

Gdy cztery lata temu opowiedziałam pierwszych dwadzieścia historii związanych z powiatem wrocławskim, zapytano mnie, czy będę kontynuować cykl, czy zostały mi jakieś ciekawe tematy i czy mam jeszcze o czym pisać. Wtedy ostrożnie odpowiedziałam, że na kolejne dwadzieścia odcinków tematów pewnie starczy. Jak się okazało, wystarczyło ich na dużo więcej. Dzisiaj to już dwusetny odcinek „Wędrownika po powiecie wrocławskim”.

Każdy ma jakąś historię do opowiedzenia

Bohaterami cotygodniowych opowieści były zabytki, przyroda, ciekawe miejsca, ale najczęściej stawali się nimi ludzie. Na przykład Piotr Włost, właściciel świętej góry Słowian i podślężańskich wiosek, przyjaciel i doradca księcia Krzywoustego. Postać tak samo barwna, jak i kontrowersyjna. Możnowładca w ramach pokuty za krzywoprzysięstwo (przysięgał wierność ruskiemu księciu, trzymał mu nawet dziecko do chrztu, aby wkrótce potem przy nadarzającej się okazji go pojmać) ufundował ponoć w XII wieku aż siedemdziesiąt siedem kościołów i klasztorów. Wśród bohaterów były też osoby, których próżno szukać na kartach historii. Często myślę o „składaczu kości” z Tomic – malutkiej wioski leżącej u stóp Jańskiej Góry, na której szczycie major z Sokolnik, wielbiciel Bismarcka, postawił pierwszą w świecie wieżę poświęconą żelaznemu kanclerzowi. Składacz kości był jednym z górali spod Nowego Targu. Górale przyjechali na Dolny Śląsk po wojnie w poszukiwaniu lepszego życia, a że teren był trochę pofałdowany i było na czym oko zawiesić, zamieszkali w Tomicach. Składacz kości miał dar. Potrafił bez żadnych prześwietleń złożyć najbardziej skomplikowane złamania, sam robił opatrunek z deseczek i płótna namaczanego w kurzych białkach. Wiele osób w okolicach Jordanowa Śląskiego zawdzięczało mu odzyskanie sprawności w rękach lub nogach.

Czasem bohaterem tekstu staje się osoba, którą spotkałam i z którą miałam okazję porozmawiać. Tak powstał odcinek o „posłańcach miłości” i pszczelarce Małgorzacie z Jaksonowa, której pszczoła musiała usiąść na ustach, tak jak małemu Platonowi, bo faktycznie płynie z nich miód, a ona potrafi niezwykle ciekawie opowiadać o robotnicach i trutniach. W czasie rozmowy z artystą Jerzym Bokrzyckim z Wierzbic dowiedziałam się o jego marzeniu ulepienia brykającej krowy, która witałaby turystów na Jatkach. Na razie zwiedzający Wrocław siadają na jego świni i podskakującym cielaczku. Spotkałam też „chłopaka z gitarą”, Witka Obieżyświata z Kobierzyc. Witek jeździł po Polsce i Europie traktorem ursus, a teraz wybiera się w podróż do Turcji swym żukiem z wielkim domem-gitarą wożonym na pace. Podczas swych wojaży łączy przyjemne z pożytecznym, zbiera pieniądze na cele charytatywne.

 

Gościu, siądź pod mych liściem, a posłuchaj trochę

Często w „Wędrowniku” zachwycam się przyrodą, nie tą egzotyczną, ale widzianą zza okna. Bohaterami „Wędrownika” były na przykład drozdy oraz kosy – śpiewacy nad śpiewakami. Kosy poruszają się koszącym lotem i mają w swym repertuarze niezliczone melodie, w dodatku umieją naśladować głos innych ptaków i różne zasłyszane dźwięki. W moim przydomowym ogrodzie dają co wieczór niezapomniane koncerty. Każdego roku na wiosnę mój nieodmiennie dziecięcy zachwyt wzbudzają łany zawilców kwitnących w położonym nad Bystrzycą parku w Kątach Wrocławskich. Zawilce, nazywane „koziadrzyścią”, „niestrętkiem”, „przylaszczką”, „raścią”, „sasanką gajową” i „wietrznicą”, były dawniej symbolem nietrwałości. Nic w tym dziwnego, bo ledwo silniejszy podmuch wiatru z łatwością pozbawia kwiat zawilca delikatnych białych płatków. Ale największy podziw budzą we mnie jednak stare drzewa. I one mają oczywiście swoje historie. W tym roku niestety zakończył swój długi żywot dąb, który, nikt nie wie do końca dlaczego, zwany był szubienicznym. Rósł przy drodze z Sobótki do Sulistrowiczek. Jedna z bohaterek „Wędrownika”, pani Stefania Wróbel, we wspomnieniach „Jestem Niemką w Polsce” pisała o nim tak: „Latem rozłożysta korona dębu dawała dużo cienia, konie mogły tu chwilkę odetchnąć, zanim zaprzęg ruszył dalej w górę. Niektórzy wędrowcy siadali na brzegu drogi, chroniąc się w przyjemnym cieniu drzewa (…). Był dla mnie drogowskazem, bo wiedziałam, że zaraz za nim zobaczę już dom”. Natomiast majestatyczne dęby ze Szczodrego przyjaźniły się z ostatnim saskim królem, Fryderykiem Augustem III. Po swojej abdykacji zamieszkał w podwrocławskim pałacu z dala od dworskiego życia, a jak mówi anegdota, rządy zakończył stwierdzeniem: „Taplajcie się sami w tym gnoju”. Władca nadał starym dębom imiona swoich dawnych podwładnych – generałów, szambelanów, dumnych arystokratów – i podczas spacerów odbywał z nimi długie pogawędki. Zaletą tych rozmów było to, że interlokutorzy w zadumie słuchali, nie przerywali i nie wtrącali swoich dwóch groszy. Czasami nawet przydrożny kamień z wyrytą krótka inskrypcją kryje długą i ciekawą historię, dzięki czemu mogłam opowiedzieć o zbrodni sprzed stu lat i morderstwie leśniczego w lesie pod Kamionną.

 

Wędrówką życie jest człowieka

Jeśli ktoś się zastanawia, czy „Wędrownik” ma po co dalej wędrować i czy będzie coś jeszcze ciekawego do opowiedzenia, odpowiem krótko. Na terenie powiatu wrocławskiego mieszka około sto osiemdziesiąt pięć tysięcy osób, żyjemy w ponad dwustu dwudziestu wsiach i trzech miasteczkach. Ileż tu się kryje ciekawych historii!

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz

 

1. Podczas pisania „Wędrownika po powiecie wrocławskim” odwiedziłam ze współautorami cyklu (Małgorzatą Urlich-Kornacką i Romanem Skąpskim) mnóstwo miejsc i rozmawiałam z wieloma osobami. Pod pozostałymi zdjęciami celowo nie umieściłam podpisów, bo są one zagadką-wyzwaniem dla wszystkich czytelników: Gdzie te zdjęcia zostały zrobione, co przedstawiają?

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Kliknij aby zamknąć.Popup
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok