Czwartek, 17 kwietnia 2025
Imieniny: Klara, Robert, Rudolf
słonecznie
27℃
A+
Tłumacz Google

Historie prosto z pieca, część 3

Piec stoi w bardzo starym domu, który po remoncie wygląda jak… nowy. Wystarczy jednak zajrzeć do środka, by się przekonać, że budynek duszy nie stracił, a jego nowi właściciele do starych rzeczy mają wyjątkowy szacunek. Przez lata odkupowali „poniemieckie” kafle z rozwalających się chałup, targowali się o meble na giełdach staroci, zbierali fajans i porcelanę. Co wynikło ze spotkania 170-letniego wiejskiego domu, który jest rówieśnikiem budynku głównego dworca we Wrocławiu, i jego nowych mieszkańców?

Dom z duszą

Justyna i Andrzej szukali swojego miejsca przez dwa lata. Oglądali wiele domów, między innymi pod Dzierżoniowem i Strzelinem, w Sobótce i Kątach Wrocławskich. Zawsze jednak coś było nie tak: dom był za duży lub za mały, za drogi lub zbyt daleko od miasta. Aż wreszcie przyjechali do Wierzbic. Starsza pani otworzyła im furtkę. „Zachodźcie” – zachęcała, by weszli do środka. W kuchni paliło się właśnie w starym piecu węglowym, coś się gotowało w garnku. Justyna opowiada, że w momencie, gdy usiadła z maleńkim wówczas synem na ławeczce przy piecu i poczuła ciepło ognia, zdecydowała: „To jest ten dom!”.

Rówieśnik dworca i Kossaka

Dom jest naprawdę stary. Zbudowano go w 1856 roku, taką datę można było odczytać na żelaznym stemplu ukrytym pod progiem głównego wejścia. Rok, w którym powstał (w tym samym czasie w Wierzbicach zbudowano dwa prawie identyczne budynki), był dla świata czasem dosyć spokojnym. W Warszawie i Bratysławie zaświeciły pierwsze gazowe lampy, odkryto jedną z planetoid, dając jej imię nimfy Daphne, pierwsi polscy osadnicy zeszli na ląd w odległej Australii, urodził się słynny malarz Wojciech Kossak, współautor Panoramy Racławickiej, zawarciem pokoju zakończyła się kilkuletnia wojna krymska. Dla podróżujących koleją otwarto we Wrocławiu nowy dworzec, wyglądający jak średniowieczny zamek, z którego wyruszył do Poznania pierwszy pociąg. Jednak by usłyszeć pierwszy gwizd lokomotywy jadącej z głównego wrocławskiego dworca do Sobótki, mieszkańcy Wierzbicwsi musieli poczekać jeszcze niemal trzydzieści lat.

Stary, ale… jary

Przy kupnie tak starego domu nie można kierować się wyłącznie przeczuciem. Budynek obejrzał dokładnie specjalista. Mimo że dom przez lata był ogrzewany tylko w niewielkim stopniu (dwa pokoje i kuchnia podczas gotowania obiadu) i nie robiono tutaj od dawna żadnych remontów, opinia fachowca była pozytywna: „Jest do uratowania”.

No i się zaczęło. Cztery lata pracy, wymiana całej instalacji elektrycznej, hydraulicznej, pokrycia dachu. Justyna twierdzi, że nie ma w domu nawet jednej cegły, której mąż nie dotknął podczas remontu. Gdy dzisiaj oglądam ich mieszkanie, już na wejściu zachwycają mnie płytki na podłogach, inne wzory i kształty mają te w sieni, zupełnie odmienne w kuchni czy łazience. Wszystkie są stare. „Te są z Zielonej Góry, te z okolic Polkowic, z Dzierżoniowa, z wioski za Żórawiną” – mówi Andrzej, pokazując mające często ponad sto lat podłogowe płytki. Wszystkie pochodzą z rozbieranych domów, czasami kupował je za symboliczną złotówkę, bo jak mówi, za darmo niczego nie chce.

Niestety nie zachowały się żadne oryginalne płytki z wierzbickiego domu, bo te, które zastali, były popękane i bez szkliwa. Jak się jednak później okazało, w domu są kafle pochodzące z Wierzbic. Andrzej zwrócił na nie uwagę, gdy rozbierano niedawno budynek przedwojennej gospody, i uratował je przed wywiezieniem na wysypisko. Dziś ozdabiają parapety okienne w kuchni, są piękne, błyszczące, ciemnozielone, stoją na nich fajansowe naczynia z kolekcji Justyny.

 Czas na kilka słów o piecu!

Piec stoi w pokoju gościnnym, zapewne taka też była dawna funkcja pomieszczenia. Na czas remontu zakryto go osłoną z płyt, aby przypadkiem nie uszkodzić pięknej korony. Choć dziś ze względu na zły stan techniczny się w nim nie pali, to przed paleniskiem ułożone są płytki, tym razem ściągnięte tu spod Dzierżoniowa. Ich „dywanowy” wzór wygląda tak, jakby ktoś przed piecem rozłożył brązowy chodnik. Justyna mówi, że sama czyściła wszystkie kafle i żeliwne drzwiczki, które kiedyś pokryto srebrną farbą. Ozdobą pieca są narożne kafle z wzorem wstęgowo-cęgowym i umieszczonymi pośrodku owalnymi kaboszonami (ornamentem przypominającym oszlifowany kamień szlachetny). Pośrodku pieca wyróżnia się okrągły kafel z motywem roślinnym, wygląda jak patera pełna dojrzałych owoców. Koronę tego sięgającego niemal stropu, kaflowego cuda wieńczy palmeta, dekoracyjny motyw w kształcie palmowego liścia.

Zaopiekuj się mną

Pracy przy domu i w jego otoczeniu jest jeszcze sporo. Chyba jednak nie będzie już więcej zaskoczeń takich, jak na przykład odkryta przypadkowo piwnica pod dawną oborą. Poprzedni mieszkańcy przez kilkadziesiąt lat wyrzucali do niej popiół z pieców, aż zasypali ją całkowicie, do poziomu ziemi. Andrzej z uśmiechem mówi, że dał sobie dziesięć lat na całkowite zakończenie remontu, ma więc jeszcze sześć, zdąży. Na pytanie, czy są zadowoleni z zakupu starego domu, Justyna odpowiada, że znaleźli tu swoje miejsce i poczucie bezpieczeństwa. Na koniec dorzuca jeszcze: „Najpierw my zaopiekowaliśmy się domem, a teraz on opiekuje się nami”.

Tekst: Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok