Sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: Agnieszka, Teodor, Czesław
pochmurno
4℃
A+
Tłumacz Google

Czarcie historie, czyli o Ślęży i Raduni

Niech nikogo nie zwiedzie pełen uroku widok Ślęży otulonej kwitnącym na żółto rzepakiem i na fioletowo szczypiorkiem albo facelią, białym czosnkiem i pomarańczowymi nagietkami. Z całym Masywem Ślęży i wioskami leżącymi wokół „śląskiego Olimpu” wiąże się bowiem chyba najwięcej opowieści mrożących krew w żyłach. W historiach tych bohaterami są duchy, pokutujące dusze, błędne ognie, wampiry, czarownice, upiory, czarne psy, ziejące ogniem konie, bezgłowi jeźdźcy, czarne świnie, trzynogie zające i oczywiście… diabły.

Na szczęście mamy już w tym roku za sobą jedną z najbardziej niebezpiecznych nocy z 30 kwietnia na 1 maja, zwaną nocą Walpurgii. Na Blocksbergu w Górach Harzu zlatują się wówczas czarownice na swój doroczny sabat. Te mniej ważne, choć nie mniej złośliwe, spotykały się na Śnieżce, ale od kiedy wybudowano na jej szczycie kaplicę św. Wawrzyńca, musiały zmienić miejsce. Wybrały sobie cieszącą się złą sławą Radunię, zwaną do 1945 roku Sępią Górą. To z niej wieki temu diabły rzucały w zastępy anielskie wielkie kamienie, a tak były zapamiętałe w walce, że nie zauważyły, kiedy zasypały głazami otwór do piekła. Wejście do piekielnych czeluści znajduje się obecnie pod Ślężą, dlatego czarty ściągają tam burze i walą piorunami w szczyt góry, próbując na nowo otworzyć wrota do królestwa ciemności.Ale wróćmy do zlotu czarownic. Mieszkańcy okolicznych wiosek na dzień przed nocą Walpurgii szczelnie zamykali okna i drzwi, zatykali otwory kominowe, nie wypuszczali bydła na wypas. Wiadomo było bowiem, że udająca się na Radunię czarownica mogła w trakcie lotu na miotle rzucić złe spojrzenie, aby odebrać krowie mleko, sprawić, że kury nie będą znosić jajek, a na głowie panien pojawi się wielki kołtun, którego żadną miarą usunąć nie będzie można.

Czarownice na co dzień potrafiły się nieźle kamuflować i często trudno było rozpoznać w zwyczajnie wyglądającej sąsiadce wiedźmę, która wykorzystywała swą moc do niecnych celów. Były jednak na to sposoby. Wystarczyło na cmentarzu ze starej trumny wyjąć deskę, która miała otwór po sęku, i przez dziurę w desce obserwować podejrzaną o czary osobę. Ta zazwyczaj zdradzała się wtedy swoim dziwnym zachowaniem. Wianek z ziół zerwanych po zachodzie słońca w dzień św. Katarzyny (30 kwietnia) i przymocowany w noc świętojańską pod stołem kuchennym odstraszał czarownice i chronił dom przed jej czarami. Gdyby ktoś znalazł się przypadkiem na drodze, którą przelatuje czarownica, należało iść środkiem ścieżki, bo tam wiedźmy nie mają swej mocy.

Diabły od zawsze bardzo się denerwowały, gdy widziały, jak lud z okolicznych wiosek i miasteczek buduje kościoły, dlatego dźwigały wielkie głazy ze Ślęży, aby zrzucić je na powstającą świątynię. Gdy jednak podczas lotu usłyszały odprawianą mszę w kościele, straciły całą swą moc i upuściły kamienie gdzieś w polu. W okolicach Ślęży znajdziemy kilka takich głazów, często jeszcze nazywa się je czartowskimi.

Na Ślęży ukrytych jest sporo skarbów, ale strzegą ich piekielne moce. Dziewczyna ze Ślęży, zamieniająca się pod wpływem czarów w smoka, węża oraz inne przerażające stwory, wciąż czeka na śmiałka, który się nie przerazi i odczaruje ją, a w nagrodę dostanie klucze do zamkowych lochów pełnych skrzyń ze złotem.

Gdy ktoś trafi w okolice Ślęży i usłyszy przyprawiające o dreszcze miauczenie, może się spodziewać, że został wybrany na posłańca, tak jak było to z pewnym chłopem z Białej, który wędrował do kolegi z Górki. Nagle przeraźliwy hałas zatrzymał go w połowie drogi. Czarny kot, miaucząc, przekazał mu wiadomość: „Gdy będziesz we Wrocławiu, zajrzyj do gospody na rogu Nowego Targu i pozdrów Meermauera od Błękitnej Pani”.

Po jakimś czasie chłopina zajechał do miasta i aby się nie narażać czarownicy, postanowił wypełnić zadanie. Wszedł do gospody i przekazał gospodarzowi, że ma sprawę do Meermauera. Karczmarz zaśmiał się z żartu, bo tak na imię miał jego czarny kocur. Tymczasem kocisko na dźwięk swego imienia wyprężyło się i wyskoczyło przez otwarte okno, gnając co „kot wyskoczy” w kierunku Ślęży. Domyślono się, że zakochany czart przybrał postać zwierzęcia i czekał cierpliwie, aż ukochana wiedźma wezwie go do siebie.

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUiTAM

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok