Dziesiąta muza zawitała na Dolny Śląsk dość szybko, bo już w 1896 roku. Szacuje się, że w pierwszych pokazach filmowych, które trwały od września do grudnia, wzięło udział 90 tysięcy wrocławian, czyli około jedna czwarta ludności dolnośląskiej stolicy.
Ale to nie wszystko – we wrześniu 1896 roku nie tylko pokazywano pierwsze filmy, ale i je kręcono. Kilka dni po pierwszym komercyjnym pokazie we Francji, Louis Lumière podjął szaloną decyzję wysłania operatorów z kamerami do różnych zakątków ziemi, by „pokazać światu świat”. Do Wrocławia z „zadaniem specjalnym” (sfilmowania wizyty cesarza Niemiec oraz cara Rosji) przyjechał dwudziestotrzyletni operator firmy Lumière, z zawodu farmaceuta, François-Constant Girel. I tak oto pierwszymi gwiazdami kina na Dolnym Śląsku stali się niemiecki cesarz Wilhelm II i car Rosji Mikołaj II. W tych wyjątkowych wydarzeniach brała udział rodzina von Rothkirch i Panthen z Sadkowa. To właśnie dzięki małej baronównie Elly von Rothkirch i Panthen, której wspomnienia się zachowały, możemy się dowiedzieć kilku ciekawostek o wizycie cesarza i cara we Wrocławiu.
Dnia 4 września 1896 roku operator Girel nakręcił uroczystości związane z odsłonięciem pomnika cesarza Wilhelma I przy obecnej ulicy Świdnickiej (na jego miejscu stoi obecnie pomnik Bolesława Chrobrego). Zachowały się trzy filmy z tego dnia: przybycie pary cesarskiej na miejsce uroczystości, odsłonięcie pomnika i przemarsz huzarów przed cesarzem Wilhelmem II. Co ciekawe, filmy został nakręcone nielegalnie. Okazało się, że osoby odpowiedzialne za załatwienie pozwolenia na filmowanie ceremonii odsłonięcia pomnika nie wywiązały się z zadania. Na szczęście francuskiemu operatorowi Girelowi, który nie mówił po niemiecku, pomógł syn nadburmistrza Kolonii. Pozwolenie udało się załatwić, ale dopiero kilka dni po ceremonii. Ujęcia zostały wykonane nieruchomą kamerą z trybuny dla widzów. Kinematograf był lekki, łatwy w obsłudze i zapewniał stabilny obraz. Natomiast nie miał wizjera, więc kadry komponowało się z pamięci. Operator miał maksymalnie 50 sekund na nakręcenie ujęcia. I musiał ustawić kinematograf tak, aby uchwycić to, co najważniejsze. Na prezentowanym filmie widać, co było dla Girela najważniejsze: nie samo odsłonięcie pomnika, ale odsłaniający monument cesarz, członkowie komitetu honorowego i wiwatujący tłum: https://www.youtube.com/watch?v=k9inQCUaxVk
Natomiast 5 września, kiedy do Wrocławia przybył Mikołaj II (z przyczyn dyplomatycznych car Rosji nie pojawił się na uroczystości odsłonięcia pomnika Wilhelma I – zwycięskiego wodza wojen z lat 1870–1871 i twórcy zjednoczenia Niemiec), Girel sfilmował jednocześnie cesarza i cara – realizując tym samym zadanie, którego się podjął. Film pokazuje cesarza Wilhelma II i cara Mikołaja II powracających z Gądowa (obecnie część Wrocławia), gdzie odbyła się parada wojskowa z ich udziałem.
O tych wyjątkowych wydarzeniach dowiadujemy zarówno z filmów, jak i z relacji Elly von Rothkirch i Panthen z Sadkowa. W zawiązku z premierą książki przetłumaczonej z języka niemieckiego przez Sebastiana Kotlarza „Sadków był rajem. Wspomnienia rodziny von Rothkirch” przyjechała do Sadkowa rodzina Rothkirchów, która tutaj do 1945 roku miała pałac i majątek ziemski. Okazało się, że rodzina posiadała jeszcze niepublikowane wspomnienia „ciotki Elly”. Jedno z nich dotyczyło właśnie odsłonięcia pomnika i wizyty cara. Jako siedmioletnia dziewczynka Elly von Rothkirch i Panthen uczestniczyła w tamtych wydarzeniach. Uczęszczała wówczas we Wrocławiu do szkoły, która znajdowała się naprzeciw Sejmu Prowincji Śląskiej (obecnie budynek NOTu). Podczas wizyty cara, budynek został przeznaczony na siedzibę dla gości, a uczniowie ze szkoły mieli utworzyć szpaler powitalny. Wszyscy uczniowie z wyjątkiem Elly – jak z dumą przyznała, bo wraz rodziną otrzymała osobiste zaproszenie na wszystkie wydarzenia, czyli odsłonięcie pomnika cesarza Wilhelma II i uroczystości związane z wizytą cara. Oddajmy głos Elly von Rothkirch i Panthen z Sadkowa:
„Zostaliśmy rzeczywiście zaproszeni na balkon Generalnej Komendantury (budynek nie istnieje, stał przy ul. Świdnickiej nieopodal Opery Wrocławskiej). Po przeciwnej stronie ulicy na dole stał duży pomnik i namiot, do którego udała się para cesarska na uroczystość odsłonięcia. Natomiast ich córka – cesarzówna – przyszła osobiście do sali budynku komendantury. Mój dziadek stał na dole, w pozycji „na baczność”, jak wtedy ją określaliśmy. W takiej pozycji musieli stać wszyscy oficerowie, aby parada mogła sprawnie przebiec. I wtedy przez moment zobaczyłam – byłam zdenerwowana, czy płachta, którą nakryty był pomnik spadnie czy też nie – konno jadącego cesarza (…) Cesarz podniósł się na koniu i machnął szablą w dół, dając sygnał od odsłonięcia pomnika. W tej chwili płachta zawisła na boku pomnika, odsłaniając na szczęście uwiecznionego na nim starego cesarza. Potem odbyła się wojskowa uroczystość na cześć ważnych osobistości, tzw. Zapfenstreich, na której nie dane mi było być. Ale wszystko, co działo się na placu Zamkowym (obecnie Wolności), wyglądało jak z bajki. I hymn rosyjski brzmiał tak cudnie. Wieczorem odbyła się gala operowa. Babcia powiedziała: „Ach, jestem taka szczęśliwa, że mogę iść sama i nie muszę oddawać nikomu mojego biletu. Nie wiedziałabym, komu go podarować”. Było miło popatrzeć, jak wyglądał cesarz w rosyjskim, a car w niemieckim mundurze. Caryca siedziała w białej sukience na krześle i rozglądała się z niepokojem, z której strony spadnie bomba? Rozpowszechniły się bowiem pogłoski, że szykowany jest zamach. Na szczęście podjęto różne kroki bezpieczeństwa i nic takiego się nie wydarzyło. Wystawiono – jeśli mnie pamięć nie myli – operę lub część opery mydlanej o tematyce żołnierskiej. Dotyczyła ożenku niemieckiego oficera z Amerykanką i odnalezienia się bohaterki w nowej sytuacji. W jednej ze scen przybył rachmistrz i przyniósł żołd. Młoda dama zareagowała: „I za taką sumę służysz cesarzowi przez cały rok? Taką sumę otrzymasz od mojego taty za jeden dzień”. Cesarz aż trząsł się ze śmiechu.
Całe wydarzenie przebiegło dzięki Bogu bez zamachu i mogliśmy zobaczyć odjeżdżający pociągiem z Wrocławia dwór carski. Z okien pociągu wyglądała przez okno krowa. Para carska zabrała ze sobą zwierzę, by mieć mleko dla swojej pierwszej córeczki – małej carówny. Chodziło o to, żeby w żadnym wypadku nie piła innego mleka, żeby broń Boże nie wydarzyło się coś złego, obawiano się wtedy tego” – relacjonowała Elly von Rothkirch.
Czytając jej wspomnienia miłośnicy dziesiątej muzy na pewno inaczej spojrzą na pierwsze dolnośląskie filmy.
Małgorzata Urlich-Kornacka, Stowarzyszenie TUiTAM
Źródła:
Andrzej Dębski „Historia kina we Wrocławiu w latach 1896-1918”, Wrocław 2009
Archiwum rodzinne Michaela von Rothkircha