Gdy 1 lipca 1945 roku świeżo mianowany na wójta gminy Jan Krukowski przybył pieszo z Wrocławia do Katarzyna (niem. Kattern, dziś Święta Katarzyna), aby „zorganizować” i objąć urząd, po uważnym rozejrzeniu się po miejscowości mógł z podziwem stwierdzić, że chociaż to wieś, to „niejedno miasto w dawnych kątach Wileńszczyzny czy Białorusi mogłoby pozazdrościć jej wyglądu, zabudowy i rozmieszczenia”.*
Nic dziwnego, że wieś spodobała się nowemu wójtowi. Ulica Wiejska (dziś ul. Główna) prowadząca w stronę stacji kolejowej miała ciągłą zabudowę, niektóre z domów wyglądały jak zamożne kamienice mieszczańskie, a willa Briese nie ustępowała okazałością i dbałością o detal bogatym willom w samym Wrocławiu. Przed wojną w Kattern bawić się można było w trzech gospodach posiadających sale taneczne. W jednej z nich był szklany parkiet do tańca, kręgielnia i duży ogród z altankami. Właściciel Herrmann Lӓmmchen zachęcał przyjezdnych do odwiedzin reklamą: „Ludzi przyciąga to, co najnowocześniejsze. Ciebie też? Przyjedź więc do Kattern do Lӓmmchena i zatańcz na szkle”. Na gościach musiał robić wrażenie nie tylko szklany parkiet, ale również to, że był od spodu podświetlany!
W miejscowości działały urząd pocztowy, apteka, prywatny gabinet lekarski, dwie szkoły (protestancka i katolicka), trzy masarnie, sklep spożywczy, sklep z artykułami gospodarczymi i duży sklep kolonialny, była też piekarnia i młyn oraz remiza strażacka. Oczywiście nie wszystkim w Kattern powodziło się tak samo dobrze. Opowiadano historię, jak wielkim skandalem zakończyło się uczucie czeladnika do córki rzeźnika. Mimo że młodzi byli w sobie zakochani, chłopak nie zyskał aprobaty ojca dziewczyny, gdyż był zbyt biedny. W dniu ślubu swej ukochanej z urzędnikiem „z miasta” nieszczęśliwy młodzieniec pojawił się w kościele. Nie był jednak sam. Prowadził na powrozie świnię, która doczepiony miała biały welon. Czy bogaty rzeźnik zrozumiał aluzję? Na pewno poczuł się urażony, bo wniósł skargę do sądu.
W Kattern znajdowały się dwa klasztory żeńskich zgromadzeń zakonnych. Siostry św. Elżbiety (zwane szarytkami od koloru habitów) prowadziły przedszkole i ochronkę dla najmłodszych dzieci oraz udzielały pierwszej pomocy medycznej mieszkańcom wioski. Drugi klasztor, znacznie większy, zajmowały Siostry od Dobrego Pasterza. Zakonnice opiekowały się dziewczętami z ubogich i rozbitych rodzin, udzielały im nie tylko schronienia, ale też uczyły niezbędnych umiejętności w prowadzeniu gospodarstwa domowego (dziś jest to Zakład Opiekuńczo-Leczniczy).
We wsi znajdowała się stara świątynia z XIII wieku pw. św. Katarzyny. Kościół stał pośrodku wsi na niewielkim wzniesieniu, otoczony warownym ceglano-kamiennym murem. Niestety, Polacy, którzy przybyli do Świętej Katarzyny w 1945 roku, oglądać mogli tylko ruiny tej pięknej niegdyś wczesnogotyckiej budowli, gdyż pod koniec wojny żołnierze niemieccy podłożyli ładunki wybuchowe i hełm wieży runął na dach nawy i prezbiterium świątyni. Msze w pierwszych latach po wojnie odprawiane więc były w kaplicy klasztornej, a potem w dawnej stajni obok plebanii.
Kim byli nowi mieszkańcy dawnego Kattern, przemianowanego w 1945 roku na Katarzyn, a w końcu na Świętą Katarzynę? Ze sprawozdania władz gminnych z kwietnia 1946 roku wynika, że: „na terenie gminy zbiorczej Katarzyn osiedliła się w 90% ludność zza Buga. Ludność ta żywi nadzieję powrotu. W związku z tym wypływają nastroje wśród tych mieszkańców pesymistyczne. Liczba malkontentów sięga do 50%, którzy odnoszą się do władz z pewną nieufnością, wykazując swój stosunek w formie biernej do wszystkich zarządzeń”.
Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM
*cytat ze wspomnień Jana Krukowskiego w: „Pamiętniki osadników ziem odzyskanych”
Korzystałam z publikacji pt. „Dawniej niż wczoraj, czyli spacer historyczny po Świętej Katarzynie” autorstwa Elżbiety Rzewuskiej
Zdjęcia