(Nie)widzialny pomnik, czyli o „Jeźdźcu Lützowa” Theodora von Gosena

„A jak zakończył się 1945 rok? Zrealizowaliśmy zlecenie, którego rezultaty widoczne są do dzisiaj” – tak urodzony w 1928 roku w Sobótce Hans-Georg Anders zaczyna opis rozbierania pomnika autorstwa Theodora von Gosena. Pomnik przedstawiał modlącego się jeźdźca na koniu i odsłonięty został w 1913 roku, w setną rocznicę utworzenia słynnego korpusu Lützowa, walczącego w wojnach napoleońskich o oswobodzenie ojczyzny od „korsykańskiego zdobywcy”. Kiedyś z lwich paszczy do kamiennego basenu wypływała woda, a pomnik stanowił symbol i stały motyw pocztówek miasteczka położonego u stóp Ślęży. Dzisiaj po olbrzymim, mającym 11 metrów wysokości dziele pozostał tylko kamienny postument z głowami lwów.

Operacja usunięcia pomnika odbyła się w sylwestra roku 1945, zwołani do niej zostali młodzi, silni Niemcy, mieszkańcy Sobótki. Wśród mężczyzn był osiemnastoletni chłopak, wspomniany już wyżej Hans-Georg Anders. W książce pt. „Od Zobten do Sobótki” tak opisuje całą, prawdopodobnie zorganizowaną zupełnie spontanicznie przez polskie władze, akcję: „Kiedy udało się tego kamiennego olbrzyma odchylić za pomocą wyciągarek o około trzydzieści stopni, wlazłem po drabinie na górę i założyłem jeźdźcowi pętlę na szyję. Za drugi koniec ciągnęła na dole grupa Niemców, których chłostał przy tym polski nadzorca. Figura powoli zaczęła się pochylać, w końcu z przeraźliwym łoskotem uderzyła o granitowy cokół i roztrzaskała się na kilka części”.

Zaledwie 32 lata wcześniej po drabinie na kamienne kolana jeźdźca wdrapywał się jego twórca, profesor Akademii Sztuki i Rzemiosła Artystycznego we Wrocławiu, Theodor von Gosen, aby ostatnimi uderzeniami młotka i dłuta zakończyć w lipcu 1913 roku wielomiesięczną ciężką pracę nad pomnikiem. Zlecenie, które otrzymał, stanowiło dla rzeźbiarza nie lada wyzwanie. W swej autobiografii opisuje techniczne trudności, jakie napotkał. Już wydobycie w całości odpowiedniej wielkości bloku skalnego (wapień muszlowy pochodził z Kirchheim koło Würzburga) stanowiło problem. Blok ważył 585 cetnarów (około 30 ton) i miał prawie cztery metry wysokości. Przetransportowanie go pociągiem do Sobótki poszło w miarę łatwo, gorzej było z przewiezieniem głazu ze stacji kolejowej na położony na niewielkim wzniesieniu plac przy kościele św. Jakuba w Sobótce. Sprowadzono w tym celu ciężki wóz z kamieniołomów w Radkowie i zaprzęgnięto do niego sześć koni. Najtrudniejszą rzeczą było jednak ustawienie bloku skalnego na wąskim na metr granitowym postumencie. W skleconej z desek szopie Gosen wraz z trzema kamieniarzami odkuwał z wapienia konia i postać siedzącego wierzchem jeźdźca. Nie miał „w tej materii żadnego doświadczenia”, jak pisał, pierwszy raz pracował nad pomnikiem konnym (znany „Amor na Pegazie”, rzeźba stojąca do dziś na Promenadzie Staromiejskiej we Wrocławiu, powstała w 1913 roku), w dodatku musiał zdawać sobie sprawę, że tworzy dzieło, które z założenia miało mieć symboliczny wymiar.

Odsłonięcie pomnika było dla mieszkańców Sobótki i okolicznych wiosek wielkim wydarzeniem. Na uroczystość przyjechał sam następca tronu Fryderyk Wilhelm Hohenzollern wraz z małżonką. Przed pomnikiem zbudowano trybuny na około 1000 osób – dla przedstawicieli państwa, kościoła, korpusu oficerskiego, osób zasłużonych dla lokalnej społeczności, m.in. hrabiego von Moltke z Wojnarowic, honorowego obywatela Sobótki, bogatszych mieszczan (miejsca były płatne) i wybranych grup młodzieży. Dla księcia i księżnej ustawiono specjalną pergolę.

Uroczystości zaplanowano na 31 sierpnia 1913 roku. Wybito na tę okazję medal pamiątkowy – Gosen (autor projektu) razem z sobócką delegacją z samego rana wręczył go we Wrocławiu cesarzowi Wilhelmowi. W Rogowie Sobóckim, gdzie sto lat wcześniej nastąpiło błogosławieństwo żołnierzy Lützowa, odprawiono uroczystą mszę, a odsłonięcie pomnika miało nastąpić o godzinie 11.30. Pogoda niestety nie dopisała, od rana było pochmurnie i padał deszcz, a organizatorzy przygotowali na ten dzień mnóstwo atrakcji. Najpierw w obecności księcia odśpiewano pieśni patriotyczne, m.in. „Lützow szalony gna”, wygłoszono przemówienia, burmistrz Sobótki w imieniu miasta obiecał po wsze czasy opiekować się „Jeźdźcem Lutzowa”, a na koniec wiwatowano na cześć cesarza i zaśpiewano hymn narodowy. Przez miasto ruszył przygotowywany od dawna dwukilometrowy pochód postaci w historycznych strojach; co ciekawe uczestniczyli w nim członkowie rodziny Lützowa, a jeden z nich, jadąc na koniu, odgrywał postać swego słynnego krewniaka. Specjalnie na tę okrągłą rocznicę jeden z miejskich rajców napisał sztukę pięcioaktową pt. „Jutrzenka”, opowiadającą o wydarzeniach sprzed stu lat.

Jak już wiemy, po pomniku pozostał jedynie granitowy, boniowany cokół. Nie musimy jednak wysilać wyobraźni, aby zobaczyć w Sobótce modlącego się mężczyznę na koniu. W 2020 roku dzięki Ślężańskiemu Ośrodkowi Kultury powstała transparentna tablica interaktywna z wizerunkiem jeźdźca. Dzięki niej możemy „nałożyć” postać z tablicy na pusty cokół pomnika i zobaczyć, jak dzieło Gosena wyglądało dawniej w miejskiej przestrzeni.

Zdjęcia archiwalne dzięki uprzejmości Michała Hajdukiewicza z zasobów Cyfrowego Archiwum Lokalnej Tradycji w Sobótce.

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności