„Trzeba nieba i trzeba chleba”, jak mówi stare przysłowie. Ale co zrobić, żeby chleb był tak dobry, abyśmy poczuli niebo w gębie? Znawcy twierdzą, że smak chleba zależy od mąki, a jakość mąki od dobrego zboża. W starym młynie w Jordanowie Śląskim dostaniemy i dobrą mąkę (dla tych, którzy preferują własne wypieki), i doskonały chleb żytni, nagrodzony na Międzynarodowych Targach Polagra-Food.
Dawniej o młynarzach opowiadano, że zawierają pakt z diabłem po to, żeby czart pomagał obracać młyńskie koło. Właściciel młyna w Jordanowie Śląskim Zenon Feszczuk paktu o duszę podpisywać nie musiał, bo jego młyn nigdy siłą wody napędzany nie był. Ale duszę i tak oddał… swojej pracy, która stała się pasją.
Mimo że wychował się przy młynie, w którym pracował jego ojciec, to jako młody człowiek wcale nie myślał, że pójdzie w ślady ojca, dziadka i pradziadka. Od trzech pokoleń mężczyźni u Feszczuków byli młynarzami, rodzina posiadała przed II wojną światową własny młyn w Semenowie (woj. lwowskie). Jednak, gdy w 1992 roku młyn w Jordanowie Śląskim gmina wystawiła na sprzedaż, pan Zenon postanowił, że zostanie młynarzem i wraz z ojcem podjęli decyzję o kupnie młyna. Stan techniczny zarówno maszyn, jak i samego budynku był bardzo zły.
Młyn, który niemal nieprzerwanie działa od przeszło stu lat, wybudował na przełomie XIX i XX wieku (nieznana jest dokładna data) Alfred Schőlich, gospodarz z Jordanowa Śląskiego. Na początku obiekt miał własną kotłownię i pracował na gaz koksowniczy, ale jeszcze przed wojną zamieniono napęd silnika na elektryczny. Do dzisiaj zachowały się stare wciąż działające urządzenia do produkcji mąki: przedwojenne mlewniki do rozdrabniania ziarna i odsiewacze do oddzielania otrąb. Znajdują się na nich tabliczki, m.in. znanej drezdeńskiej firmy założonej w 1873 roku, produkującej młyny i maszyny rolnicze, Gebrüder Seck Dresden czy G. Luther Maschinenfabrik und Mühlenbau z Brunszwiku.
Zazwyczaj młynarze wyróżniali się spośród innych gospodarzy zamożnością, stąd zapewne przysłowie, że „Jak się żenić, to równo – młynarz z młynarzówną”. Pani Beata, żona Zenona Feszczuka, nie ma w swojej rodzinie, która przyjechała na Dolny Śląsk po II wojnie światowej z Rumunii, tradycji młynarskich, ale została doskonałym piekarzem. A zaczęło się od tego, że jak opowiada: „Żaden chleb nam nie smakował”, dlatego metodą prób i błędów wraz z mężem opracowali własną recepturę chleba żytniego na zakwasie, z niewielką ilością mąki pszennej, z dodatkiem kminku, lnu i słonecznika. Teraz dwa razy w tygodniu o godzinie 23.00 rozpoczyna pracę przy wypieku chleba, którą kończy około 8.00. Świeże, jeszcze często ciepłe bochenki czekają na chętnych od rana w młynie i sklepach; na terenie powiatu wrocławskiego „Chleb z Młyna” można kupić w Rogowie Sobóckim i Sobótce.
Na koniec warto wspomnieć, że tradycje młynarskie w Jordanowie Śląskim sięgają samych początków miejscowości. Niemiecka nazwa wioski brzmiała Jordansmühl, czyli „młyn Jordana”. Prawdopodobnie już w okresie średniowiecza stanął nad Ślęzą młyn wodny, którego właściciel być może miał na imię Jordan. Z całą pewnością wiemy, że w XVIII i XIX wieku w Jordansmühl istniał młyn napędzany wodami rzeki.
Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM
Podpisy do zdjęć: