Drewniany płot odgradzający gospodarstwa Kargula i Pawlaka odgrywa w kultowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego ważną rolę. To granica, której przekraczać nie wolno, bo jak ostrzegał Kargul: „Jak kto od Pawlaków na mój grunt przejdzie, tak on może sobie grób kopać”. A Kaźmirz (Pawlak) poucza Witię: „Wszystko, co po tamtej stronie płota, to twój wróg!”.
Oryginalnego filmowego płotu już dziś nie ma. Na szczęście w Dobrzykowicach, w których powstała większość plenerowych zdjęć do pierwszej i drugiej części sagi rodzin Kargulów i Pawlaków, zachowały się domy krewkich sąsiadów. Od czasów kręcenia komediowej trylogii („Sami swoi” – 1967 rok, „Nie ma mocnych” – 1974 rok i „Kochaj albo rzuć” – 1977 rok) mało zmienił się postawiony z czerwonej cegły budynek, który zajmował Kargul ze swoją rodziną. Ma tam swoją siedzibę Fundacja Sami Swoi, obok znajduje się izba pamiątek filmowych, w której zobaczyć możemy między innymi fragment słynnego płotu, „poniemiecki rower” i „sierp tatowy”. Od kilkudziesięciu lat w prowadzonej w „Kargulówce” pamiątkowej księdze wpisują się odwiedzający to miejsce fani oraz specjalni goście, na przykład aktorzy i twórcy słynnej trylogii. Anna Dymna, filmowa Ania Pawlaczka, podczas wizyty w 2004 roku napisała: "Kochani! Ze wzruszeniem biegam po podwórkach moich kochanych dziadków i zaglądam do wszystkich kątków. Boże! To już 30 lat minęło – a my wciąż młodzi i młodzi! Zmieniliśmy się tylko troszkę – wypięknieli tak jak i wasze zagrody!".
Do gospodarstw słynnych sąsiadów dojdziemy drogą za kościołem, pokieruje nas tam tabliczka z napisem: „Domy Kargula i Pawlaka”. Wielbiciele komedii Chęcińskiego w Dobrzykowicach i kilku innych miejscowościach gminy Czernica rozpoznają również inne filmowe plenery: drogę (ul. Szkolna), którą jechał konno Witia, wioząc, zakupionego na targu – za rower i dwa worki pszenicy – pochodzącego z miasta Łodzi kota, staw w centrum Dobrzykowic (ul. Krótka), do którego powypadały dzieciaki ze starej szafy, gdy Witia z ojcem rozpętywali III wojnę światową, detonując miny przy pomocy kanistrów z benzyną, stację kolejową w Czernicy, gdzie witano Jaśka wracającego z Ameryki, a Witia wypatrzył z pociągu swojską „kargulową Mućkę”, co zakończyło wielką wędrówkę z Krużewnik na Zachód czy filmowe gospodarstwo Jadźki i Witii w Nadolicach Małych.
O oddalonych od Dobrzykowic filmowych miejscach informuje drogowskaz na skrzyżowaniu ul. Wrocławskiej i Krótkiej, pokazuje m.in. kierunek do filmowego targowego miasteczka, które grał – oddalony w rzeczywistości o przeszło sto kilometrów od gospodarstw krewkich sąsiadów – Lubomierz (w 1995 roku założono Muzeum Kargula i Pawlaka) czy do kamieniołomów granitu w Strzeblowie (Sobótka Zachodnia), gdzie Witia i Jadźka zatrzymują się po ucieczce z domu.
Dobrzykowice są dumne z „Samych swoich” i chwalą się nimi (a mają czym!), bo film Sylwestra Chęcińskiego, uznany został przez widzów za komedię poprzedniego stulecia. Dobrzykowickie Stowarzyszenie Samych Swoich wykonało tablice informacyjne w miejscach, które „zagrały w filmie”. W miejscowości jest ulica o nazwie "Sami Swoi", na głównym skrzyżowaniu naprzeciwko kościoła stoją Kargul i Pawlak odzieleni od siebie... płotem. Gdyby nagle ożyli, to zobaczylibyśmy, jak jeden ze złością tłucze swoje garnki (myśląc że należą do sąsiada), a drugi przez pomyłkę z satysfakcją obcina rękawy należących do niego koszul. Od niedawna w miejscowości jest też skwer imienia zmarłego w zeszłym roku Sylwestra Chęcińskiego z figurami głównych bohaterów jego trylogii. Kilka dni temu Stowarzyszenie zorganizowało dla mieszkańców ponad dwudziestokilometrową wycieczkę rowerową śladami filmowych miejsc po gminie Czernica.
Na czym polega fenomen trylogii komediowej Sylwestra Chęcińskiego? Chyba między innymi na tym, że wśród dialogów bohaterów, mimo iż minęło od nakręcenia pierwszej części już 55 lat, zawsze znajdziemy takie, które są bardzo aktualne. Bo czyż nie są komentarzem do naszych czasów choćby słowa: „Ja nie państwo, nie mam, z czego dokładać”, „Oj, tam oszukaństwo, oszukaństwo! Zwyczajna polityka” lub „Ot, czasy! Durny przodem idzie”.
Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUiTAM