Czwartek, 25 kwietnia 2024
Imieniny: Marek, Jarosław, Wasyl
pochmurno
6℃
A+
Tłumacz Google

O kangurach, karecie Napoleona, pałacowej kawie i déjà vu, czyli kilka tajemnic pałacu w Krobielowicach

Na jednej ze starych pocztówek w parku przy pałacu w Krobielowicach możemy zobaczyć stadko kangurów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że widokówka pochodzi sprzed prawie stu lat, a pałac znajduje się na Dolnym Śląsku, 25 kilometrów od centrum Wrocławia.

Do krobielowickiego majątku zwierzęta zostały sprowadzone na początku XX wieku (prawdopodobnie z Nowej Zelandii), dostosowały się do tutejszych warunków klimatycznych i szybko się rozmnażały. Stały się dodatkową atrakcją rezydencji, w której utworzono muzeum słynnego feldmarszałka Gebharda Leberechta von Blüchera, pogromcy Napoleona. W Krobielowicach, w pobliżu Kątów Wrocławskich, Blücher, nazywany „gwiazdą Prus”, spędził ostatnie trzy lata życia, przeistaczając się z żołnierza w ziemianina, hodowcę koni, krów i owiec. Pałac, kilkanaście wiosek i dożywotnią rentę bohater spod Lipska i Waterloo otrzymał w dowód uznania za zasługi w wojnach napoleońskich od Fryderyka Wilhelma III. Nie był to jedyny dług wdzięczności, który musiał spłacić pruski król, bo stary wojak Blücher znany był ze swojej miłości do kobiet, koni i hazardu, a grając, często się zadłużał. Gdy król odmówił spłaty długów niepokornego poddanego, ten bez ogródek napisał do władcy: „Grałeś moimi kośćmi przez lata, teraz ja mam prawo pograć twoimi pieniędzmi”.

Jak wspomniałam, to nie „egzotyczne” kangury przyciągały gości, którzy tłumnie przybywali do Krobielowic w XIX i w pierwszej połowie XX wieku. Wabikiem stała się postać Gebharda Leberechta Blüchera, jego mauzoleum i pamiątki związane ze słynnym feldmarszałkiem zgromadzone w pałacu. Zwiedzający mogli oglądać polową wannę, talerz z zastawy cesarskiej znaleziony w powozie Napoleona po bitwie pod Waterloo oraz karetę „małego Kaprala”. Pokój prywatny G.L. Blüchera umeblowany był bardzo skromnie, znajdowało się tam zdobyczne empirowe łoże Napoleona (na którym jego pogromca dokonał żywota), krzesło, komplet naczyń do mycia, szkatułka z cennymi legendarnymi fajkami (podobno feldmarszałek miał zwyczaj podnosić fajkę, dając tym samym znak „do boju”) oraz filiżanka, prezent od cara. Wielką salę w krobielowickim pałacu ozdabiały obrazy przedstawiające pola słynnych bitew z czasów napoleońskich, a w gablotach zwiedzający mogli oglądać porcelanę – dary dla Blüchera od angielskiego króla Jerzego III i króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III. Niestety, żadnego z wymienionych przedmiotów dzisiaj w pałacu nie zobaczymy; kareta Napoleona podobno w 1945 roku pojechała razem z żołnierzami radzieckimi dalej, na wschód.

Do 1945 roku pałac był własnością rodziny Blücherów, potem podzielił los wielu tego typu obiektów na Dolnym Śląsku. Zamieniono go na mieszkania robotnicze pracowników PGR-u, a w latach 80. XX wieku obiekt powoli popadał w ruinę. Historia lubi jednak zaskakiwać.

Mieszkający w Nowej Zelandii Christopher Earle Vaile o pałacu w Krobielowicach usłyszał po raz pierwszy jako dziecko od swej ciotecznej babki, z domu Blücher. Kobieta pokazywała małemu krewniakowi fotografię majątku w Krobielowicach, w którym spędziła lata I wojny światowej. Opowieści babci musiały mocno podziałać na wyobraźnię chłopca. W 1991 roku Nowozelandczyk zakupił dawny pałac Blücherów i przez kilka kolejnych lat go remontował.

Zamiast kangurów dzisiaj w pałacu możemy zobaczyć niewielką wystawę przedmiotów z Nowej Zelandii (m.in. maoryskie włócznie), pochodzących z prywatnej kolekcji właściciela, podróżnika i miłośnika historii, a towarzyszyć nam będzie mocny aromat kawy. Córka Christophera Vaile, która wraz z mamą prowadzi hotel, utworzyła w pałacu palarnię kawy (palackrobielowice.com/palarnia-kawy). Ziarna sprowadzane są z plantacji w Wietnamie), smak „małej czarnej” najlepiej degustować we wnętrzach zabytkowego pałacu.

I na koniec jeszcze jedna ciekawostka. Jeśli ktoś, kto zna założenie w Krobielowicach, znajdzie się przypadkiem w miasteczku Studenka, może odczuć prawdziwe déjà vu. To zaskoczenie i niedowierzanie będzie uzasadnione. W północnych Czechach, przy pałacu w Studence, prawie 250 kilometrów od dolnośląskiej rezydencji Blücherów, zobaczy bowiem prawie identyczny budynek bramny jak w Krobielowicach. Jak to możliwe?

Wnuk słynnego feldmarszałka, po dziadku również Gebhard, ożenił się w 1832 roku z bogatą arystokratką, która w posagu wniosła mężowi kilka majątków, w tym letni pałac w Studence. Miejscowa legenda głosi, że właściciel Studenki tęsknił za rodzinnym domem i dlatego postanowił mieć u siebie „kawałek” dolnośląskiej rezydencji.  Wzniósł więc w Studence kopię budynku i odtąd na teren swojego nowego majątku wjeżdżał przez niemal identyczną bramę jak jego krewni w odległych Krobielowicach. Na fasadzie swojego pałacu umieścił herb Blücherów oraz napis „Naprzód” (słynne zawołanie dziadka zachęcające żołnierzy do ataku).

Marta Miniewicz

zdjęcia: Marta Miniewicz

przedwojenna pocztówka ze zbiorów: www.polska-org.pl

 

 

 

Galeria zdjęć

powrót do kategorii
Poprzednia Następna

Pozostałe
aktualności

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Ok