Czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce na spotkanie z mistrzem horroru niż stary, opuszczony zamek? Zamek, w którego pustych, dużych salonach słychać jedynie szum wiatru, gdzie na korytarzach skrzypią stare niedomykające się drzwi, a w zniszczonym lustrze odbijają się nikłe ślady dawnej świetności sali balowej? Lepszego miejsca chyba nie ma. Dlatego w sobotę 23 października od wielu lat zamknięty dla odwiedzających zamek w Domanicach, wyjątkowo tylko na jeden wieczór, otworzył swoje wrota dla wielbicieli prozy Grahama Mastertona, autora kilkudziesięciu horrorów, kryminałów, powieści historycznych i poradników erotycznych.
Graham Masterton od 1989 roku do Polski przyjeżdża bardzo często, ma tu dużo wiernych czytelników. Właśnie promuje najnowszą powieść, której akcja rozgrywa się w nawiedzonym domu. Czy domanicki zamek zrobił na nim na tyle duże wrażenie, że fabułą kolejnej książki nawiąże do położonej na skale nad rzeką Bystrzycą arystokratycznej rezydencji? Pisarz ma do dyspozycji całą galerię niezwykle barwnych i ciekawych bohaterów, dawnych mieszkańców Domanic.
Jednym z nich jest generał Louis Lopez de Monteverques, który zakupił dobra domanickie po tym, jak w wojnie trzydziestoletniej dorobił się sporego majątku. Generał miał korzenie hiszpańskie, co widoczne było w jego południowej urodzie. Na portretach widzimy mężczyznę o ciemnej karnacji, długich ciemnych włosach, modnej w XVII wieku, hiszpańskiej krótkiej bródce i czarnych jak węgiel oczach. Kochał do szaleństwa, był dumny, zahaczając nawet o próżność, hojny ponad miarę, uczciwy i odważny. Miłość jego życia - piękną Annę zobaczyć możemy na obrazie w głównym ołtarzu miejscowej świątyni, po jej śmierci zmienił wezwanie kościoła, powierzając go imienniczce swojej żony. Zdobył majątek, ale nie zapomniał o rodzinie będącej w finansowych tarapatach, pożyczył pieniądze, ale długi potem umorzył. Na swój koszt wyremontował i wyposażył domanicki kościół. Wzbudził podziw wśród protestanckich mieszkańców Świdnicy, gdy przy wytyczaniu działki pod kościół pokoju, jako członek komisji cesarskiej sprzeciwił się publicznie próbom uszczuplenia darowanej ewangelikom ziemi, mówiąc „raczej trzeba jej dodać niż odjąć”. W krypcie rodowej w scenie Sądu Ostatecznego polecił św. Jana Chrzciciela wyposażyć w swoje rysy twarzy. Zostawił też dla nas uniwersalną myśl, na kamiennym epitafium kazał wykuć słowa: „(…) nie ma na tym świecie nic bardziej pewnego niż śmierć i nic bardziej niepewnego niż [jej] godzina”.
Inny właściciel Domanic - Ferdynand Leopold von Tschirschky pochodził ze starej śląskiej szlachty. Według legendy herbowej jego własnymi rękami pokonał atakującego go dzikiego tura. Władca, widząc odwagę i siłę mężczyzny, ofiarował mu herb z głową byka. Hrabia Tschirschky po kilkuset latach miał wyjątkową okazję pokazać, że dorównywał protoplastom rodu siłą i dzielnością. Na zaproszenie hrabiego Jana Henryka VI Hochberga z Książa wziął udział w ostatnim organizowanym na śląsku turnieju rycerskim. Tschirschky był w kwiecie wieku, miał lat 28, bardzo dobrą formę i świetnie jeździł konno.
Z innymi „rycerzami” ze znamienitych rodów szlacheckich stanął w szranki przed obliczem królewskiej pary – króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III i jego żony Luizy.
Zawody rozegrano w romantycznej scenerii ruin Starego Książa, w trakcie turnieju „rycerze musieli swoje zadanie wykonać częściowo piką, częściowo mieczem. Do tego ustawiono różne figury, a pośrodku stał herold otoczony trębaczami i doboszami, który musiał obserwować rycerzy. Podczas galopu należało starym zwyczajem i porządkiem z postaci kobiecej żgnąć piką wieniec, z niedźwiedzia i syren – pierścień, w końcu figurze Murzyna obciąć mieczem głowę”.
Hrabia Tschirschky znalazł się oczywiście wśród zwycięzców, zdobył srebrny medal, który przypięła mu do dumnie wypiętej piersi sama królowa Luiza. Po powrocie do Domanic medal zdążył jeszcze pokazać umierającemu ojcu.
Postaci, które snują się wieczorami po domanickich salonach, jest oczywiście dużo więcej. To zwykli rycerze, jak Dobesz pierwszy znany z imienia mieszkaniec Domanic, przedstawiciele okolicznej szlachty, baronowie i hrabiowie ze znanych arystokratycznych rodów Oppersdorfów i Tschirschkych, jest nawet syn pruskiego króla – Fryderyk Wilhelm von Brandenburg i jego żona, których ciała spoczęły w rodowym mauzoleum na tutejszym cmentarzu.
No cóż, teraz tylko z niecierpliwością można czekać na kolejną powieść Grahama Mastertona, aby sprawdzić, czy któryś z tych bohaterów przeniknął na karty książki.
Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM
Wizytę Grahama Mastertona w Domanicach przygotowała @Aglomeracja Wrocławska, @Gminna Biblioteka Publiczna w Mietkowie, @KGW Syringa